wtorek, 2 lipca 2013

Puste kieszenie 1/2

[Tekst na akcję "Piszę, bo lubię, czyli 12/12".]
[Betowała Akira.]


        Czarne trampki dawno już wyblakły, a sznurówki były szare od ulicznego kurzu. Materiał starych dżinsów przedarł się poniżej kolana. Nie było sensu zaszywać – to nie pierwsza i nie ostatnia dziura. Powyciągane rękawy zniszczonej bluzy zakrywały dłonie. Dzięki temu było cieplej, kiedy zrywał się chłodny, jesienny wiatr. Kosmyki włosów, poplątane i nieujarzmione, niechlujnie opadały na twarz. Powinna coś z nimi zrobić, ale grube, kręcone loki ciężko było rozczesać grzebieniem, któremu brakowało połowy ząbków. Cera była blada, ale zdrowa, czerwone usta zawsze uśmiechnięte, a w niemal czarnych jak węgielki oczach szalały żywe iskierki. Cały ten słodko-gorzki obraz sprawiał, że nie było się pewnym, czy lubi się dziewczynę, czy może tylko toleruje z konieczności. Nie powinna być taka wesoła i pełna życia, skoro wyglądała na kogoś, kto noce spędza w przytułku dla bezdomnych.

        Biegła opustoszałą jeszcze ulicą, zwinnie omijając kałuże. Nie przeszkadzały jej krzywo ułożone kamienie na chodnikach starego miasta. Było jeszcze szaro – niemal ciemno. Słońce nie zdążyło ukazać się na horyzoncie. Trzeba było się spieszyć. Od tego zależało, jak przeżyje się kolejny dzień. Nie mogła sobie pozwolić na spóźnienie chociażby o minutę, a jak na złość ojciec kręcił się po domu, nim padł nieprzytomny na kanapę, przez co opuściła ciasne mieszkanko w jednej ze starych, obskurnych kamienic później niż zwykle. Stara torba zsuwała się z ramienia, co znacznie spowalniało bieg. Nie powinna teraz się rozpraszać. Zimny wiatr powodował, że pod powiekami zbierały się łzy, przysłaniając widok. Ale ona dalej biegła.
        Drzwi już się zamykały, gdy dopadła do nich i szarpnęła za klamkę, otwierając je z powrotem. Wywołało to zdziwienie na twarzy starszej, spracowanej kobiety, która każdego dnia czekała na dziewczynę na zapleczu małego sklepiku spożywczego. Miała siwe włosy i cerę pokrytą warstwą zmarszczek, ale sprawiała wrażenie kogoś, komu można zaufać w każdej sytuacji. Po chwili, gdy zaskoczenie minęło, uśmiechnęła się ciepło do nastolatki i zaprosiła ją do środka.
– Mam dziś dla ciebie wczorajsze bułeczki. Jeszcze miękkie, ale i tak już ich nie sprzedam. Mam jeszcze ogórki – w niektórych miejscach nadgniłe, ale coś z nich na pewno uda się jeszcze uratować. Przydadzą się wam. A ode mnie jeszcze ryż i cztery mielone. Zostały mi z obiadu, a dziś wychodzimy – mówiła, podając dziewczynie produkty, które ta chowała do torby.
– Nie wiem, jak mam pani dziękować. Gdyby nie pani, nie wiem, co by z nami było.
– Nie przesadzaj. To dzięki tobie macie jeszcze gdzie mieszkać i co jeść. Matka nie powinna obarczać cię taką odpowiedzialnością – zaczęła, wkraczając na drażliwy temat. – Musisz skończyć szkołę, a nie martwić się o rodzinę. Od tego zależy przyszłość twoja i Filipka.
– Mama się stara, ale nie może wiele. Ojciec nie pozwala jej wychodzić z domu, więc nie ma możliwości, żeby znalazła sobie pracę – dziewczyna zaczęła bronić matkę. Robiła to bardziej z przyzwyczajenia niż szczerych chęci, bo faktem było, że kobieta naprawdę nie robiła nic, by zmienić ich sytuację.
– Bzdura! Jakby chciała, zostawiłaby go już dawno. Ale nie rozmawiajmy teraz o tym. O której masz lekcje? – zapytała kobieta, zaczynając wykładać towary na sklepowe półki. Nastolatka zajęła się tym samym.
Taka była ich umowa. Dostawała jedzenie w zamian za pomoc w sklepie przed lekcjami. Tak naprawdę kobieta, co bardzo peszyło Noemi, pomagała im dużo bardziej. Zapewniła jej zeszyty i podręczniki, pozwalała uczyć się na zapleczu, a czasem, gdy ojciec był wyjątkowo agresywny, zgadzała się, by ona i jej brata ukrywali się w sklepie nawet przez cały dzień. Wtedy opiekowała się trzylatkiem, gdy Noemi szła do szkoły. Kobieta pomagała jej również zdobywać pieniądze na rachunki. Aż dziw, że starsza osoba miała tyle pomysłów i energii, aby ratować Noemi i jej małego braciszka. Osobiście składała podania do wszelkich możliwych urzędów, o przydzielenie im zasiłków. Wiedziała, do kogo się zwrócić, aby zorganizować zbiórkę ubrań dla dorastających dzieci. Dziewczyna w myślach nazywała ją zawsze babcią, bo własnej nigdy nie poznała, a na tę przyszywaną zawsze mogła liczyć.
W szkole dziś wyjątkowo jej nie szło. Była wzorową uczennicą, miała przyznane stypendium za wyniki w nauce, ale tego dnia nie mogła się skoncentrować. Myliła się w prostych rachunkach, zawaliła sprawdzian z biologii, mimo że uczyła się do niego przez ostatni tydzień, a na dodatek pomyliła słowa na francuskim, przez co z wypracowania wyszedł bezsensowny bełkot. Nie mogła w to uwierzyć. Nigdy wcześniej nic podobnego nie miało miejsca. Czuła, że święci się coś bardzo niedobrego. Chciała jak najszybciej być w domu, miała złe przeczucia.
Kiedy w szkole rozbrzmiał ostatni dzwonek, Noemi odetchnęła z ulgą. Wrzuciła zeszyt i podręcznik do torby, zapinając ją, po czym opuściła budynek. Szła ulicami dość szybko, oddech był niespokojny, a dłonie zaciskała coraz mocniej na pasku od starej torby. Nie chciała teraz biegać i robić za pośmiewisko połowy miasta. I tak zbyt często była traktowana właśnie w taki sposób, ale tym razem wolała oszczędzić sobie wstydu i kłopotów. Wyszła zza rogu, prosto na ulicę, na której mieścił się blok, w którym mieszkała razem z rodziną. Stanęła jak zamurowana, oczy stawały się coraz większe. Zakręciło jej się w głowie.
Cztery lata wcześniej.
Przed domem stały dwa policyjne wozy i karetka. Przy kamienicy obok stała dwunastoletnia dziewczynka, tuląca do piersi młodszego chłopca. Szeptała mu słowa pocieszenia, w które sama nie wierzyła. Powstrzymywała łzy, mimo że ciało dygotało z nerwów i przerażenia. Chłopiec łkał nieustannie, co chwila zanosząc się głośniejszym szlochem i tracąc powietrze w płucach. Obrazek był przytłaczający. Kobietę, zakrwawioną i poobijaną, tracącą kontakt z rzeczywistością, ułożono na noszach. Nie minęła minuta, gdy znalazła się za zamkniętymi drzwiami karetki, która odjechała na sygnale. Niewiele później z klatki schodowej wyciągnięty został szamoczący się mężczyzna, ubrany w stare, brudne, śmierdzące i poszarpane ubrania, skuty w kajdanki i przytrzymywany przez dwóch funkcjonariuszy w mundurach. Dziewczynka, widząc cały ten chaos, uświadomiła sobie, że nie mogą na razie wrócić do domu. Pociągnęła chłopca za rękę, po czym zaczęli oboje biec ile sił w nogach, przed siebie, jak najdalej stąd.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SZEROKA LISTA