wtorek, 2 kwietnia 2013

Studnia śmierci


[Tekst na akcję "Piszę, bo lubię, czyli 12/12"]

        Ciemność, zamknięte oczy, spokojny oddech. Nic więcej nie istnieje, poza momentem, w którym rzeczywistość staje się nierzeczywista.
*** 
        Stąpa bosymi stopami po przegniłej trawie, przeplatającej się z kłującymi gałązkami z pobliskich drzew. Stare, ogołocone z liści, masywne dęby otaczają polanę, rzucając na nią złowrogie cienie. Brnie w deszczu, ku otwartej przestrzeni, rozciągającej się między drewnianymi posągami natury. Wydaje się być w amoku. Nie zwraca uwagi na uderzające w niego z coraz większą siłą krople. Kosmyki czarnych, kręconych włosów rozprostowują się pod ciężarem wody, przyklejają do czoła, policzków, szyi. Grafitowe spodenki coraz bardziej opinają małe, wychudzone uda i pośladki. Materiał zbyt dużej, powyciąganej i dziurawej koszulki plącze się między nogami, a jego dotyk na plecach wywołuje dreszcze. Nieprzyjemne uczucie jest jednak ignorowane. Na młodej, ale zmęczonej twarzy nie pojawia się nawet cień grymasu. Puste oczy wciąż patrzą przed siebie, a nogi automatycznie omijają liczne przeszkody w postaci wystających korzeni.

        Z zielonych, wypełnionych przerażeniem oczu wypływają słone krople. Chłopiec tłumi w sobie chęć wyrzucenia z siebie rozpaczliwego krzyku. Jest sam. Nie może przytulić się do matki. Nikt nie powie mu, że wszystko będzie dobrze. To nawet gorsze od czarnego potwora spod łóżka, którego przeganiał z dziadziem. Od tego trzygłowego, który zamieszkał w jego szafie, też. W tamtym wypadku zastawiał co wieczór drzwi mebla krzesłem, aby stwór nie mógł go dopaść podczas snu. Pusta, tak bardzo realna przestrzeń, z której nie było ucieczki, w której nie mógł liczyć na niczyją pomoc, przerażała go bardziej niż wszystko, co do tej pory znał. 
        Drży z zimna i ze strachu. Grunt jest przegniły, trochę maziowaty i cuchnący. Dziecko stara się o tym nie myśleć, krocząc przez polanę. Białe elementy, zmieszane z błotem i gałęziami, do złudzenia przypominają kości. Z pewnością tym właśnie są, ale chłopiec nie ma odwagi by schylić się, wyciągnąć drobną dłoń i chwycić przedmiot. Tylko w ten sposób, wyciągając z błota i oczyszczając, mógłby przekonać się o pochodzeniu fragmentów. Jest pewien, że to jedna z wielu rzeczy, których mama nie chciałaby, aby robił. Tym razem, wyjątkowo, uszanuje jej wolę, co jest zupełnie nie w jego stylu. Idzie więc dalej, przed siebie, zupełnie jakby znał drogę i cel, do jakiego zmierza. 
        W końcu znajduje się na pustej przestrzeni. Chociaż „pusta” nie jest dobrym określeniem. Jest raczej martwa, pełna ludzkich szkieletów i ciał, które jeszcze nie uległy rozkładowi. Gdy dostrzega wykrzywioną w bólu i zastygłą w bezruchu twarz, wstrząsają nim fale tłumionego płaczu. Widzi cudze cierpienie, jakiego nie doświadczył nawet w filmach, które oglądał w nocy, gdy rodzice już zasnęli, a on przebudził się i nie mógł ponownie zasnąć. Nie jest w stanie tego pojąć, ale czuje, że właśnie to go czeka. Głośne łkanie nie ustaje, podczas gdy chłopiec idzie dalej. Byle przed siebie. 
        Na środku polany jest studnia. Zbudowana z nierówno ułożonych kamieni, oblepiona gliną i błotem. Całkiem zwyczajna, a jednak wyjątkowo odrażająca w swej niechlujnej konstrukcji. Drewniany, przegniły kołowrót z urwanym sznurem też nie sprawia pozytywnego wrażenia. Chłopiec zamyka oczy i, przygryzając dolną wargę, na oślep zmierza ku źródłu wody. Jest spragniony i wycieńczony. To może być jego ratunek. Wyciąga drobne rączki przed siebie, stawiając kolejne kroki. 
        Kiedy pod palcami wyczuwa zimny kamień, zatrzymuje się, ociera piąstkami oczy, po czym podnosi powieki. Przez chwilę na jego twarzy pojawia się wyraz ulgi i nadziei, ale niemal natychmiast zastępuje go zdziwienie i panika. Woda, która prawie się przelewa, nie jest czysta i orzeźwiająca. Jest czarna niczym smoła, mętna i cuchnąca jak wszystko dookoła. Dziecko cofa się gwałtownie, potyka o jedną z czaszek leżących na ziemi i traci równowagę. Jednak zamiast gnijącej ziemi czuje obce ciało. Chłopiec zauważa, że wcale się nie wywrócił, a jedynie podparł o cudzą, dorosłą, jak sądził po wielkości, postać. 
        Czym prędzej staje na własnych nogach i odskakuje w przeciwnym kierunku. Niepewnie odwraca głowę, spoglądając na nieznajomego. Zastanawia się, czy wcześniej go tu nie było. Z emocji, jakie nim szargały, mógł nie zauważyć jego obecności. Jeżeli jednak Stwór, jak nazywa go w myślach trzylatek, dopiero tu przyszedł, uczynił to wyjątkowo cicho i bezszelestnie, co było trudne, biorąc pod uwagę ilość gałęzi i kości tworzących podłoże. 
        Postać ubrana jest w długi czarny płaszcz. Nie widać jej stóp. Materiał zakrywa również dłonie. Wzrok chłopca wędruje w górę i pada na twarz nieznajomego. Ta, pokryta zniszczoną skórą o szarym odcieniu, jest powykrzywiana, trudna do określenia, zupełnie jakby nie istniała. Olbrzymie, czarne oczy przeszywają chłopca na wskroś. Ma wrażenie, że mógłby umrzeć pod tym wzrokiem. Wstrzymuje oddech i niezauważalnie przesuwa się do tyłu. Niestety ruch zablokowany jest przez ściankę studni, która nagle nie wydaje mu się taka odrażająca. Brzydka i zdeformowana postać jest gorsza, straszniejsza.
– K-kim jesteś? – pyta trzylatek, jąkając się z przerażenia. – N-nie jesteś cz-człowiekiem, prawda?
– Dziwne – odpowiada postać spokojnym, niskim głosem, który niesie się echem po okolicy. – Większość z tych, którzy tu docierają, doszukuje się we mnie istoty ludzkiej. Masz tylko trzy lata, a jesteś dużo mądrzejszy i bardziej bystry od tych wszystkich głupców, którzy błagają o litość. Niektórzy z nich pozostają między drzewami, bojąc się wyjść na otwartą przestrzeń. Są słabi. Ty masz w sobie siłę. Odważnie szedłeś przed siebie.
– Powiesz mi, kim jesteś? – chłopiec odezwał się po raz kolejny, ale tym razem odważniej. Uznał, że i tak nie uniknie tego, co jest mu pisane.
– Jestem Duchem Śmierci. Przychodzą do mnie ludzie, których czas wśród żywych się skończył.
– Czyli ja nie żyję? – zdziwił się chłopiec. – Ale przecież chodzę, oddycham, nawet rozmawiam z tobą. W domu czekają na mnie rodzice i siostrzyczka – odparł z przekonaniem.
– Już nie czekają. Wiedzą, że nie wrócisz. Ale nie martw się. Tutaj możesz podjąć decyzję o tym, jak chcesz zakończyć swoje istnienie. Jesteś mądry, więc sądzę, że wybierzesz właściwie.
– Skoro już nie żyję, jak mogę wybrać własną śmierć? – zapytał rezolutnie.
– Bystrzak z ciebie. Już ci mówię. Teraz martwe jest twoje ciało, ale dusza odbywa właśnie ostatnią drogę. Drogę tutaj, gdzie i ona umrze. Jednak śmierć duszy możesz wybrać sam – odpowiedział na pytanie chłopca. – Większość ludzi przychodzi tutaj i nie słucha tego, co do nich mówię. Myślą, że jeżeli nie postąpią według moich wskazówek, unikną śmierci, ale to nie prawda. Umrą i tak, tylko w wielkich cierpieniach. Umierają z głodu, a ciała zaczynają gnić jeszcze za życia. – Duch sam wzdryga się na myśl o obrazach, jakie nie raz przyszło mu oglądać. – Zapewne wystraszyły cię te wszystkie szkielety i twarze, które widziałeś po drodze. Ale nie musi spotkać cię taki los.
– Boję się. Nie chcę umierać – szepce dziecko.
– Nie ma czego się bać. Nic nie musi cię boleć. Widzisz, ta studnia ukoi cierpienie. Wystarczy, że się z niej napijesz – Stwór próbuje pocieszyć chłopca, ale ten nie jest do końca przekonany.
– A co się stanie, jak napiję się z tej studni? – dopytuje.
– Nic. – Odpowiedź jest prosta i wcale nie satysfakcjonuje trzylatka.
– Jak to, nic? Skoro nie stanie się nic, to tak, jakbym wcale się nie napił. Nic mi to nie da. W niczym nie pomoże – odpowiada z oburzeniem.
– Nie w tym sensie nic. Ty przemienisz się w nic. Znikniesz. Zwyczajnie przestaniesz istnieć, bez bólu, płaczu, cierpienia. Śmierć łagodna i niezauważalna. 
        Chłopiec odwraca się w stronę studni i wpatruje przez dłuższą chwilę w czarną toń. Nagle odwraca się do nieznajomego i patrzy w jego oblicze śmiało i z przekorą.
– A jeżeli się zgodzę zrobić to, co mi każesz, pobawisz się ze mną zanim to zrobię? – Postępuje zupełnie tak jak wtedy, gdy tata każe mu umyć zęby i położyć się do łóżka. Nic nie motywuje lepiej, niż chwila zabawy przed zrobieniem tego, co nakazane. 
        Postać jest zdziwiona, trzylatek czuje to doskonale. Zdziwiona i zdezorientowana. Jednak po chwili uśmiecha się pobłażliwie i odpowiada twierdząco. Po dłuższym namyśle wybierają grę i zaczynają kalambury. Stwór wymyśla dziwne hasła, ale chłopcu udaje się je zgadnąć. Duch kilka razy myli się specjalnie. Grają do stu haseł. Kiedy trzylatek odgaduje ostatnie, a wtedy postać oznajmia, że wygrał grę i czas, by wywiązał się z danej obietnicy. 
        Chłopiec nie jest zachwycony. Prosi, aby pograli jeszcze trochę. Prawi komplementy, jakim świetnym Stwór jest kompanem do zabaw. Próbując go przekonać, nawet łapie za rękaw płaszcza i ciągnie delikatnie swoją małą, wychudzoną rączką. Duch jest jednak nieugięty. Coraz zimniejszym i ostrzejszym głosem przypomina, że taka była właśnie obietnica dziecka, a obietnic trzeba dotrzymywać. Chłopiec zaczyna się bać, ale nie ustępuje w swoich prośbach. Jego starania przerywa krzyk, wydobywający się z ust postaci. Jest przeraźliwy, groźny i nie znoszący sprzeciwu. Trzylatek cofa się gwałtownie i kuli w sobie. Spuszcza wzrok i idzie do studni. Znów dostrzega martwe ciała, szkielety, zgniliznę i jej odrażający zapach, suche drzewa pozbawione życia i zimne krople deszczu. O wszystkim tym zapomniał w czasie zabawy. Znowu jest mu źle. Myśli o rodzicach, zanurzając dłonie w studni i nabierając w nie czarny płyn. Zaciska powieki, wypija wszystko jednym haustem i przełyka, wykrzywiając się. 
        Jeszcze na chwilę otwiera oczy, ale w głowie zaczyna wirować, świat zachodzi mgłą, a chwilę później następuje ciemność. 
        Nic.
***
– Mamusiu, gdzie jest mój braciszek? – pyta zapłakana sześciolatka. – Kiedy wróci do domu? 
        Matka odwraca na chwilę głowę, sama ledwo powstrzymując się od krzyku rozpaczy.
– Nie wróci, kochanie. Aniołki zabrały go do nieba – odpowiada. – Jest teraz szczęśliwy.
– A w niebie są kwiatuszki i motylki? Tam musi być pięknie, skoro mieszkają tam aniołki.
– Są kwiatuszki i motylki, a aniołki bawią się z twoim braciszkiem całymi dniami. Nie martw się i nie płacz już. Jest mu tam dobrze – mówi, sama zaczynając w to wierzyć.

3 komentarze:

  1. Ojej... Bardzo, bardzo, bardzo mi się spodobało jak piszesz. Ja nigdy bym czegoś takiego nie napisała. Mam skrytą nadzieję, że to tylko dlatego, że jestem młodsza (mama taką nadzieję). Może kiedyś gdy minie kilka lat ja również napiszę coś równie pięknego. Prawdę mówiąc szczerze w to wątpię.
    Świetny pomysł z tą śmiercią i całą zabawą trzylatka. Pod koniec nawet chciało mi się płakać. Zauroczyłam się w Twoich opowiadaniach... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i bardzo się cieszę, że ci się podoba. :)

      Usuń
  2. Pięknie piszesz. Nominuję Cię do Liebster Blog Awards. Informacje na moim blogu. http://swiatlo-wciemnosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

SZEROKA LISTA