[Betowała Akira]
******
Jesienny
deszcz idealnie maskował rozmazujące makijaż łzy na twarzy młodego chłopaka.
Wokalista nie rozumiał wydarzeń, jakie miały miejsce w czasie ostatnich sześciu
miesięcy, a tym bardziej nie pojmował tego, co działo się przez ostatnie dwa
dni. Parkowe alejki rozmywały się przed jego oczami. Zwolnił bieg i opierając
się plecami o stary, masywny dąb, osunął się na pokrytą jesiennymi liśćmi
ziemię. Nie zwracając uwagi na wilgoć, przegniłą ściółkę a nawet ulewny deszcz,
ukrył twarz w dłoniach, chcąc rozpłynąć się w listopadowej mgle. Uciekał. Przed
sobą, przed bratem, przed domem i pracą, przed tak zwanymi przyjaciółmi, przed
wszystkim. Zwyczajnie uciekał.
Zaczęło
się niewinnie. To banalne, bo wszystko, co kończy się tragicznie, zawsze
zaczyna się niewinnie. A przecież nic w jego życiu nigdy nie wydawało się
banalne i zwyczajne. W ich życiu. Nigdy nie mówił o sobie „ja”, aż do dziś.
Tego dnia miał wrażenie, że jego „my” przestało istnieć, zostało mu brutalnie
wydarte i zostawiło jedynie pustkę po tym, co było od zawsze i właśnie umarło.
Czy to miłość ich zabiła?
Tysiące
pytań w głowie i brak jakichkolwiek odpowiedzi, w połączeniu z niewyobrażalnym
bólem, wściekłością oraz żalem, przyprawiały go o mdłości. Przecież o to nie
prosił. O jego miłość, o to, żeby ktokolwiek wiedział, o zapomnienie fanów. Czy
komplikacje na wszystkich możliwych płaszczyznach życia są oznaką dorosłości?
Bo skoro tak, to on woli pozostać naiwnym dzieciakiem. Ale chyba czas wyjaśnić,
co tak naprawdę się wydarzyło, bo nie znając chociaż zarysu całej historii,
nikt nie zrozumie, jak tragiczna była pozycja skulonego pod dębem chłopaka.
Tom
od zawsze był blisko, opiekował się nim, bronił go, pomagał, jak tylko
potrafił. Był najlepszym bratem bliźniakiem, jakiego ktokolwiek mógł sobie
wymarzyć. I dany był właśnie Billowi. Młodszy z braci zawsze doceniał ten
niezwykły dar i wiedział, że to najważniejszy element jego egzystencji. I
chociaż zdawało się, że ważniejszy być nie może, pół roku temu większa dawka
alkoholu uświadomiła mu, że to nie prawda. Ten jeden wieczór przeniósł ich
relacje na zupełnie inny poziom. Miłość fizyczna była czymś zakazanym, czymś
niebezpiecznym, na co nie mieli odwagi się zdecydować przez te wszystkie lata,
chociaż pragnienie jej rozwijało się w nich coraz bardziej. Aż do tego
wieczoru. A potem byli tylko „oni”.
W
świecie, w jakim żyli, nic nie było pewne. Po latach koncertów przy
wypełnionych po brzegi halach, milionach sprzedanych płyt, wielu sukcesach, ale
też licznych wpadkach, przyszedł dziwny czas. Czas, kiedy o zespole młodych, bo
dopiero dwudziestokilkuletnich chłopaków, przestało się mówić. Współpraca w
wytwórni nie szła najlepiej. Oni nie mogli napisać żadnego dobrego utworu, a
te, które proponowała wytwórnia, im się nie podobały. Więc nie było nowej
płyty, nowej piosenki, koncertów. Była tylko świadomość, że ludzie o nich zapominają,
a w ich życiu zaczyna brakować dynamiki.
Godziny
spędzone w samotności, w czterech ścianach pustych domów, telefoniczne rozmowy
tracące sens, a tym samym kończące się przy trzecim zdaniu. To, co łączyło ich
czwórkę, się wypalało. Wszyscy to czuli, ale nikt nie odważył się powiedzieć
tego głośno. Tylko takie życie znali i właśnie je tracili. Nie wiedzieli, co
będzie dalej.
Taka sytuacja
najbardziej bolesna była dla Billa. Bał się tego, co ich czeka. Nie mógł nic
zrobić, ale wiedział, że gdy ostatecznie ich kariera się skończy, tylko on nie
będzie potrafił znaleźć sobie nowego miejsca. Zespół trzymał ich razem. I gdyby
nie to, nawet Toma nie byłoby przy wokaliście. Ale jeszcze był, więc chłopak
pragnąc zatrzymać te strzępy cudownej przeszłości, szukał spokoju i ukojenia
przy własnym bracie. W jego ramionach, w jego łóżku, w jego pościeli. Najbliżej
jak się dało.
Wiedział, że
to nie na zawsze. Gdy Tom nie wracał na noc, młodszy z bliźniaków wiedział, że
w tej chwili nie należy do niego. Bo ostatecznie Tom chciał innego życia,
kobiety, rodziny. Nawet kiedy byli najbliżej, kiedy trwali połączeni w rozkoszy
i ekstazie, starszy z nich powtarzał w kółko, jak chore jest to, co robią. I
nie widział łez drugiego.
W takim
świecie, w jakim oni żyli, niedomknięte drzwi są początkiem tragedii,
przyjaciel przez nie zaglądający staje się w jednej chwili wrogiem. Świat wali
się w minutę. Georg nie chciał zrozumieć, jak mogą tak się kochać. Gustav też
nie słuchał wyjaśnień. Odeszli następnego dnia, nawet nie odwracając się na
chwilę. Wtedy było dziś.
– Nie dotykaj mnie nigdy więcej! – krzyczał na niego Tom, kiedy za dwójką
starszych muzyków zatrzasnęły się drzwi..
– Zawsze to powtarzasz, a potem sam do mnie przychodzisz! Jak możesz mi
to robić! – odpowiadał załamującym się głosem, dławiąc się własnymi łzami. –
Chcesz może jeszcze mi uświadomić, jak bardzo nienormalny jestem, kochając się
z tobą i myśląc, że zawsze przy mnie będziesz?! Oświecę cię, wiem to doskonale,
szkoda tylko, że nie zauważasz, że w tym łóżku nie jestem sam!
– Już nie pamiętasz, kto mnie w to wciągnął?! Byłem pijany, a ty
błagałeś, żebym cię przeleciał! – krzyczał, rozwścieczony słowami brata. – Nie
słuchałeś, kiedy mówiłem, żebyś przestał, że to się źle skończy! Ani wtedy, ani
żadnej innej nocy!
– Uwielbiasz, kiedy z tobą jestem! Sam siebie nie jesteś w stanie
zmusić do myślenia, że jest inaczej!
– Uwielbiam seks z kimkolwiek! Taka już moja natura! A jeżeli ty niemal
każdej nocy pchasz mi się do łóżka, a ja nie mogę się powstrzymać, to już nie
moja wina! – wykrzyczał z szyderstwem i drwiną malującymi się na jego twarzy.
– A czyja?! Może moja?! Posłuchaj sam siebie! To, co mówisz, nie ma
najmniejszego sensu!
– Dobrze, że to, co ty mówisz i robisz, ma zawsze sens! Dzięki temu
właśnie nam spieprzyłeś karierę!
– A więc to moja wina?! Nasza kariera nie istnieje już od ponad roku!
Oni potrzebowali tylko pretekstu, żeby odejść! – Piosenkarz osunął się w
bezsilności na zimną terakotę.
– A ty im go dałeś! Widziałeś, z jakim obrzydzeniem na nas patrzyli?!
– Dokładnie tak, jak ty teraz patrzysz na mnie – powiedział już ciszej
i spokojniej. – Nie zniosę tego, Tom. To za dużo. Nie zniosę twojej nienawiści.
– Wstał z podłogi i wybiegł z domu, przy wejściu chwytając jedynie ciepłą bluzę
wiszącą na wieszaku przy drzwiach.
– Bill, zaczekaj! Przepraszam… – usłyszał, zatrzaskując za sobą drzwi,
ale nie zatrzymał się. Biegł przed siebie.
Kłótnie
z bliźniakiem zawsze były momentami wykrzyczenia sobie wszystkiego, co skrywali
i co bali się powiedzieć w normalnych sytuacjach. Ale nigdy nie spodziewał się,
że brat go znienawidzi. A to zobaczył w jego oczach. Nienawiść i obrzydzenie
wobec wszystkiego, co ich łączyło. Tom nienawidził tego, co było sensem życia
Billa. Więc po co skrywać się przed deszczem, skoro ma się ochotę w nim
rozpuścić. Po tym, co się wydarzyło, nic nie będzie takie samo.
Nie
było już zespołu, kariery, wielkich pieniędzy i sławy. Bał się, że nie będzie
też rodziny, brata, bez którego nie potrafił żyć. Bill płakał, listopad płakał…
Tom płakał.
Starszy
z braci, dopiero słysząc zatrzaskujący się zamek, zrozumiał, co zrobił. Zawiódł
swojego małego braciszka. Nie rozumiał, dlaczego powiedział mu wszystkie te
okropne rzeczy, których naprawdę nie myślał. Bo uwielbiał kochać się z Billem i
nie raz sam zabiegał o jego uwagę. I to on nie domknął drzwi. Więc dlaczego
zrzucił całą winę na młodszego i słabszego z nich?
Wybiegł
z domu i jego głównym celem było odnalezienie wokalisty. Był gdzieś tam
zupełnie sam pośród srebrnych kropel deszczu. Załzawione oczy utrudniały
poszukiwania, ale jego bliźniacza intuicja prowadziła go bezbłędnie ulicami,
alejkami, prosto pod stary dąb.
Widząc
skuloną pod drzewem postać, jeszcze bardziej chciało mu się płakać z poczucia winy.
Usiadł tuż obok i obejmując wycieńczone ciało brata, przyciągną i przytulił do
swojej klatki piersiowej. Gładząc mokre włosy brata, zaczął szeptać mu do ucha.
– Przepraszam, nie chciałem,
Billy. – Tulił go do siebie, chcąc utwierdzić w przekonaniu, że jest i zawsze
będzie przy nim i dla niego. Po dłuższej chwili ciszy między nimi powiedział
jedno słowo. – Uciekasz.
– Tak – odpowiedział mu słaby
głos.
– Przede mną.
– Nie. Przed „nami” i
rzeczywistością.
– Kochasz „nas”. I ja też „nas”
kocham.
– Wiem. Kochamy „nas”. Kochamy
siebie nawzajem. Ale wszyscy inni „nas” nienawidzą. Nawet ty „nas” za tę miłość
nienawidzisz.
– To nie prawda. Czasem tylko
trochę się boję. Ale mamy naszą miłość i to jest najważniejsze.
– Ale ona nie zmieni rzeczywistości.
– My możemy.
– Nie. Jesteśmy za słabi.
– Mamy dom. Nasz dom to my jako
rodzina. Dom to siła. Nasza największa siła. Wracajmy już do domu.
– Wracajmy… do domu.
Pisz częście takie opowiadania,uwielbiam je i twincest.Naprawdę jesteś wszechstronna.
OdpowiedzUsuńKitty
Ciekawy blog :D Podoba mi się tu u Ciebie :D Twincest też fajnie piszesz :D Co prawda nie taki hardcore jak ja ale miło się czyta :D
OdpowiedzUsuń