wtorek, 15 maja 2012

7. Wstępne poznanie. [MAD]


Betowała Lily.
***
            Zrzuciłam plecak przy łóżku i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie było źle. Wystarczyło trochę posprzątać. Albo bardzo posprzątać. Wzięłam rzucone w kąt tekturowe pudełko i zaczęłam zbierać porozrzucane przedmioty. Kiedy już to zrobiłam, postawiłam wypełnione po brzegi pudełko pod ścianą i podeszłam do okna odsłaniając je. Szyba była brudna i niewiele dało się przez nią zobaczyć, ale widok na ulicę był całkiem przyjemny. Wystarczyło usunąć z przezroczystej powierzchni warstwę kurzu i innych zanieczyszczeń. Trzeba się tym zająć w najbliższym czasie.
            Tak jak prosiła Abby, udałam się do kuchni. Dziewczyna już tam na mnie czekała z kubkiem gorącego napoju.
 – Mam nadzieję, że pokój cię nie wystraszył. Siadaj.
 – Pewnie, że nie. Jest całkiem niezły. I podoba mi się widok z okna. Mam tylko nadzieję, że jest tu odkurzacz – odpowiedziałam uśmiechając się do dziewczyny.
            Blondynka była bardzo miła i cały czas unosiła kąciki ust do góry. Zarażała dobrym humorem i nawet, jeżeli na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego miejsca, dzięki niej zaczynałam myśleć pozytywnie. Czułam, że znajdziemy wspólny język.
 – Pewnie, że jest. Ze sprzątnięciem tego bałaganu nie będziesz miała problemu. Natomiast innych problemów tu nie brakuje. Jak pewnie zauważyłaś nie działa winda. Mówią, że to chwilowe, ale naprawiają ją już przez dwa lata. Na parterze nikt nie mieszka, ale nigdy nie wiadomo, kogo można tam spotkać, więc nie radzę się tam kręcić. Okolica nie jest jakaś wyjątkowo niebezpieczna, ale po 22 lepiej nie chodzić po bocznych uliczkach. Jeżeli chodzi o mieszkanie to główną zasadą jest bezwzględny zakaz wchodzenia do pokoju Chloe. Dziewczyna ma paranoję na punkcie prywatności. W lodówce każda ma swoją półkę i lepiej nic innym nie podbierać, bo na punkcie pilnowania własnego jedzenia nawet Mia ma bzika. Poza tym nie licz na to, że się z nią dogadasz. Uwielbia hałas, więc zawsze coś u niej gra i to dosyć głośno. Zwracanie uwagi nic nie daje, więc nie ma sensu próbować. Co weekend dzielimy się pracą, żeby dom nie wyglądał jak chlew, ale to nie powinno być problemem z tego co zauważyłam. To chyba najważniejsze zasady. Właścicielka wpada to w każdą niedzielę, żeby sprawdzić, czy dom stoi jeszcze na miejscu. Po czynsz przyjeżdża w każdy ostatni piątek miesiąca. Możesz zapraszać gości, o ile to nie jakieś podejrzane typy, bo to studenckie mieszkanie, a nie jakaś melina. Chociaż nie wyglądasz na taką, co zadaje się z marginesem społecznym, lepiej żebyś wiedziała, że tacy nie są tu mile widziani.
 – Sporo tego. Mam nadzieję, że jakoś to zapamiętam i będzie nam się dobrze razem mieszkało.
 – Na pewno. Nie jesteś ze Stanów, prawda? Stwierdzam po akcencie.
 – Nie. Jestem z Polski. Właściwie, dopiero wczoraj tu przyleciałam. Dziwię się, że poznałaś tylko po akcencie, bo pewnie robię pełno błędów.
 – Nie zauważyłam. Jak na kogoś, kto pierwszy raz używa angielskiego w codziennym życiu, całkiem nieźle sobie radzisz. Masz jakieś plany na pobyt tu, jakichś znajomych?
– Właściwie nikogo tu nie znam i muszę mieć sporo szczęścia, skoro nie spędziłam ani jednej nocy na lotnisku, albo na jakimś dworcu.
 – W takim razie gdzie spędziłaś ostatnią noc?
 – Macie bardzo przyjaznych aktorów. Nocowałam u Ethana Scota.
 – Co?! U TEGO Ethana Scota? Jakim cudem?
 – Dokładnie u tego samego. Spotkałam go w barze. Kupił mi piwo, a potem wódkę. A na koniec zaprosił do siebie, jak powiedziałam, że zamierzam nocować na ulicy.
 – Masz chyba więcej szczęścia niż rozumu. – Zaśmiała się blondynka. – Ethan Scot. Kto by pomyślał – powiedziała już bardziej do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SZEROKA LISTA