niedziela, 3 listopada 2013

Zawsze wracasz do domu

[Tekst na akcję "Piszę, bo lubię".]
[Betowała Akira]



Blondwłosa dziewczyna niepewnie nacisnęła klamkę lekko drżącą dłonią. Nie spodziewała się, że powrót do „rodzinnego” domu po trzech latach spędzonych w Londynie przysporzy jej całej gamy dziwnych uczuć. Wciąż utrzymywała kontakt z siostrą, która zdawała jej relację z wydarzeń. Miała dzięki temu wrażenie, że była tu obecna. Z drugiej jednak strony, nie widziała przyjaciół przez tak długi okres, nie widziała tych wszystkich miejsc, w jakich miała zwyczaj spędzać czas. Pamiętała ich wygląd przez mgłę minionego czasu. Teraz wszystko wydawało jej się inne i dziwnie obce.
Parkiet zatrzeszczał ostrzegawczo pod naciskiem jej stóp. Młodej kobiecie, otoczonej ze wszystkich stron ciszą, na ten dźwięk przeszły ciarki po plecach. Kiedyś nie zwracała uwagi na takie drobiazgi. Teraz każdy bodziec – dźwięk, zapach, promyk światła – odczuwała mocniej, wyraźniej.

Odłożyła grafitową, obszerną torbę przy schodach i rozejrzała się dookoła. Kiedyś fioletowe ściany przedpokoju teraz miały beżowy odcień. Zastanawiała się, co jeszcze, oprócz koloru farby w pomieszczeniach, zmieniło się podczas jej nieobecności. Weszła do kuchni, po drodze zdejmując bordowe szpilki. Zajęło jej chwilę, aby znaleźć kubek i herbatę. Przygotowała gorący napój i oparła się o blat, pogrążając się we własnych myślach.
Dziewczynie towarzyszył melancholijny nastrój. Przywykła do życia za granicą, przywiązała się do miejsc i ludzi, ale jeszcze bardziej tęskniła za tymi, z którymi spędziła niemal całe życie. Teraz przyszło jej zacząć od nowa, ale w starym życiu. Wspominała ostatnie lata, studia, pracę, wszystkie szanse, które udało jej się wykorzystać.
Jej przemyślenia przerwało skrzypnięcie wejściowych drzwi, oznajmiające przybycie jednego z domowników. Dziewczyna drgnęła w pierwszej chwili zaskoczona, że ktoś tu jest tak wcześnie. Siostra mówiła, że ktokolwiek pojawia się tu dopiero po dwudziestej drugiej. Tymczasem dochodziła ledwo dwudziesta. Nikomu nie mówiła o swoim powrocie, chciała wszystkim zrobić niespodziankę, ale miała nadzieję, że zdąży rozpakować swoje rzeczy.
Nie dane jej było nawet dopić herbaty, bo w drzwiach kuchni pojawił się Jarek. Chłopak stanął w przejściu zaskoczony obecnością przyjaciółki, której nie widział od lat. Czasem nawet zapominał, że kiedykolwiek pojawiła się w jego życiu, że mieszkali w jednym domu i nadal ma tu swój pokój. Nie tylko związki na odległość tracą na wartości. Wieloletnie przyjaźnie też bledną z czasem, stają się jedynie dawnym wspomnieniem.
– Julka, co ty tu robisz? – zapytał, nadal próbując zrozumieć, jakim cudem przyjaciółka nagle pojawiła się w ich domu. Wyglądała inaczej. Bure niegdyś włosy przefarbowała na ciemny brąz, a powyciągane, przetarte ciuchy zamieniła na elegancką spódniczkę i żakiet. Wyglądała poważniej.
– Chyba wróciłam – stwierdziła, ale jej ton sugerował pytanie. – Mam nadzieję, że jeszcze jest tu dla mnie miejsce, co?
– Dla ciebie zawsze – odpowiedział i uściskał przyjaciółkę, chociaż sam nie był do końca pewien, czy faktycznie w ich życiu jest miejsce na powroty do przeszłości. Bo Julia była przeszłością dla niego, dla Leny, Marylki, Bartka, a nawet Oli, jej siostry. Wybrała zagraniczne stypendium, wielki świat, a teraz nagle się pojawia, kiedy wszyscy już przywykli, że nie ma jej z nimi. Razem z nią wrócą wspomnienia – nie tylko te dobre. A nikt nie chce pamiętać o trudnych początkach ich wspólnego samodzielnego życia.
– Nie jestem pewna, czy mnie przekonałeś – odparła pół żartem, pół serio, słysząc drżenie w głosie przyjaciela.
        Okazało się, że Jarek ma wolny wieczór. Niedługo później wrócili Lena i Bartek. We czwórkę, czekając na resztę domowników, rozmawiali, próbując nadrobić zaległości z ostatnich trzech lat. Żadne z nich nie kryło zdziwienia wywołanego pojawieniem się dziewczyny. Spodziewali się raczej, że zostanie w Anglii i tam ułoży sobie życie. Ona, mimo możliwości, nie wyobrażała sobie, żeby zostać na stałe w miejscu, które nigdy nie stało się jej domem.
        Przyjaciele opowiadali młodej lekarce o ich obecnym życiu. Bartek, urodzony artysta, został fotografem i znalazł pracę w jednym z zakładów w centrum miasta. Marzył o założeniu własnego studia, ale na razie mógł jednie o tym śnić. Wygrał nawet kilka konkursów i chciał kiedyś zorganizować wystawę własnych prac, ale zarabiał za mało, żeby móc sobie na to pozwolić. Robienie zdjęć do dowodów i ślubnych sesji musiało mu na razie wystarczać.
Marylka po ukończeniu chemii załapała się do pracy w sanepidzie. Spędzała całe dnie w laboratorium, badając próbki, ale sprawiało jej to niesamowitą przyjemność. Od dziecka była zapalonym naukowcem. W szkole nie raz nie można było oderwać jej od podręcznika do chemii. Nie mówiąc o podpalaniu wszystkiego, co wpadło jej w ręce.
Lenka natomiast została nauczycielką. Skończyła pedagogikę i historię sztuki. Uczyła plastyki w szkole dla trudnej młodzieży, serwując uczniom darmową terapię i ucząc ich radzenia sobie z problemami i przeciwnościami losu.
Jarek, szalony i niezorganizowany, nigdzie nie mógł zagrzać miejsca na dłużej. Skończył studia, ale żartował, że już nawet nie pamięta, które to były. Zaczynał cztery różne kierunki, a i tak jego praca miała niewiele wspólnego z wyuczonym zawodem. Był już glazurnikiem, kucharzem, księgowym, a nawet trenerem gminnej drużyny siatkówki. Wszyscy martwili się, że nie może się ustatkować, ale taki tryb życia wcale mu nie przeszkadzał.
Ola, siostra Julki, prowadziła nudne życie jako pracownica banku. Natomiast wieczorami dawała się porwać imprezowym znajomym, przez co nie zawsze kończyła w dobrym towarzystwie.
No i Julia, dawna szkolna prymuska. Jedyna z całej szóstki, która co roku dostawała stypendia za wyniki w nauce. Na trzecim roku studiów dostała propozycję nie do odrzucenia: stypendium na brytyjskiej uczelni, coś, czego wszyscy jej zazdrościli. Ciężko jej było wyjeżdżać i zostawiać wszystko, co budowali wspólnie od najmłodszych lat, ale postanowiła podjąć ryzyko. Kierunek ukończyła za granicą. Odbywała praktyki, uczyła się i pracowała jednocześnie. Nikt nie jest w stanie zliczyć wszystkich nieprzespanych nocy i wykładów, na których z przemęczenia nie mogła zrozumieć połowy treści w obcym języku. To były trudne lata, ale wysiłek warty był efektów. Uczyła się od najlepszych, pracowała na najnowocześniejszym sprzęcie, przeżyła wspaniałe chwile i poznała niezwykłych ludzi. Nic z tego nie było jednak w stanie zastąpić jej domu.
Rozmawiali o tym wszystkim, ale ani razu nie powrócili do początków. Do kilkunastu lat spędzonych wspólnie w domu dziecka. Do awantur z wychowawcami, bójek ze starszymi wychowankami, zagubienia, gdy dostali po kawalerce i zostali całkiem sami. Szybko sprzedali małe klitki i kupili wspólny dom. W ten sposób starali się stworzyć namiastkę rodziny i domowego ciepła, którego nigdy wcześniej nie dane im było zaznać. Nie mówili o ciężkich tygodniach, gdy stypendia socjalne zimą ledwo starczały na rachunki, a lodówka świeciła pustkami. O niektórych rzeczach zwyczajnie się nie mówiło. Nie wypadało. Nie chcieli pamiętać. Bo przecież były też dobre chwile. Jak pierwsza noc w nowym domu, gdy snuli bajkowe plany na przyszłość, albo wspólne święta, chociaż żadne z nich nie wierzyło w boga. Teraz mieli poukładane życia, mieli co jeść i było im dobrze. W bidulu nigdy by nie pomyśleli, że tak cudownie potoczy się ich życie.
Pierwszy tydzień w domu był ciężki. Była sama i nie mogła się odnaleźć. Wszyscy mieli pracę, własne życie towarzyskie, gdy wracali, byli zbyt zmęczeni, żeby jeszcze spędzać czas z Julką. Nawet jej siostra, zajęta przygotowaniami do ślubu ze swoim wieloletnim partnerem, nie zwracała na nią większej uwagi. Julia nigdy nie narzucała się ludziom. Wycofywała się, kiedy widziała, że nie jest potrzebna. W czasie, gdy siedziała sama w domu, zastanawiała się, czy podjęła słuszną decyzję. Mogła jeszcze wrócić do Londynu. Gdyby wykorzystała znajomości, jakie zdobyła podczas studiów, bez problemu znalazłaby tam pracę. Mogła też wyprowadzić się z domu i zacząć zupełnie nowe życie, może w innym mieście. Ale postanowiła zostać i naprawić relacje z przyjaciółmi.
Nie było łatwo. Starała się, jak mogła. Czasem udało się ich namówić na wspólny film w niedzielny wieczór. Czasem na popołudniową kawę, ale nigdy wszystkich naraz. Robiła zakupy, żeby ułatwić im codzienne funkcjonowanie. Robiła śniadania, zanim jeszcze się obudzili, żeby nie wychodzili do pracy głodni, a po powrocie do domu zawsze czekał na nich ciepły posiłek. W ten sposób coraz bardziej udawało jej się wkupić na nowo w ich łaski. A w wolnych chwilach chodziła po mieście, zaglądając do przychodni i szpitali, szukając pracy, stażu, czegokolwiek, żeby nie musiała siedzieć w domu. Po co jej dyplom zagranicznej uczelni, skoro nie mogła wykorzystywać tej wiedzy i doświadczenia w praktyce? Poza tym jej oszczędności z Anglii zaczynały niknąć w oczach. A rachunki same się nie płaciły.
Po miesiącu szukania zajęcia, młoda lekarka dostała się na staż i rozpoczęła pracę w szpitalu. Miała duże szanse, żeby zostać tam na stałe. Poznała nowych ludzi, z którymi świetnie się dogadywała. Byli jej odskocznią od poprawiającej się, ale nadal dość napiętej atmosfery w domu. Wyjścia na piwo poprawiały jej humor i dodawały energii. Zaczynało się układać, a dziewczyna zaczęła wierzyć, że powoli wszystko zacznie układać się w spójną całość. Jej życie, przeszłość i przyszłość.
Kiedy nabrała wystarczającej pewności siebie, a z dawnymi przyjaciółmi rozmawiała prawie tak luźno, jak przed wyjazdem, zdecydowała się na ostateczny krok do pojednania. Postanowiła zrobić przyjęcie, zapraszając znajomych z pracy i starych przyjaciół. To było najlepsze, co mogła zrobić, żeby uzdrowić sytuację panującą w domu, który obecnie niczym prawdziwego domu nie przypominał.
– A to moi przyjaciele, ale właściwie jesteśmy rodziną. Wspólnie się wychowywaliśmy. Są najlepszym, co mnie w życiu spotkało – przedstawiała całą piątkę z uśmiechem na twarzy.
– To nie studia w Londynie były najlepsze? – zapytał zaskoczony Jarek, który chyba najbardziej odczuł kiedyś wyjazd najbliższej przyjaciółki i do tej pory nie mógł sobie z tym poradzić.
– Żartujesz? Zawsze będziecie dla mnie najważniejsi – zapewniła, obejmując chłopaka ramieniem. – To co, kto napije się ze mną wina? Za rodzinę i przyjaciół! Bez was by mnie tu nie było!
Potem się bawili. Śmiech nie ustawał, a szóstka przyjaciół z dzieciństwa znów poczuła się jedną, zgraną paczką. Bo nie tylko o wyjazd Julii chodziło. Przestali ze sobą rozmawiać, zwracać na siebie uwagę, spędzać razem czas. Zrezygnowali ze wszystkiego, co kiedyś sprowadziło ich do tego miejsca. Zaczęli żyć obok siebie, ale nie ze sobą. Julka nie miała pojęcia, jak mogli do tego dopuścić. Ciężko było to naprawić, a z pewnością nie było to zadanie na jeden wieczór. Ale poczuli znów, że coś nadal ich łączy, co było dobrym początkiem. Pierwszym krokiem do stworzenia domu – takiego miejsca, do którego zawsze wracasz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SZEROKA LISTA