[Betowała Lily i Akira.]
__________
Zapomniałam
już, dlaczego tu stoję. Na pustej ulicy, naprzeciwko jej okna. Jak co wieczór
wyszłam z domu, aby ją odwiedzić. Zawsze mam jakiś powód, aby znaleźć się w
progu jej drzwi, zadać pytanie, poprosić o pomoc. Kiedy jednak docieram do tego
miejsca, wszystkie przyczyny, które mną kierowały, przestają mieć znaczenie.
Nierówny asfalt, pod stopami w butach o cienkiej podeszwie, wydaje się falować
i powoli spychać moje nieświadome ciało w kierunku wejścia do budynku. Wciąż
obce mury, które wywołują we mnie niepewność, zbliżają się nieuchronnie.
Uniesiona dłoń przed moimi oczami, zupełnie jak na ekranie kina, wydaje się tak
odległa, choć należy do mnie. Nie panuję nad jej ruchem. Ciało spina się, umysł
próbuje protestować, ale ona nie słucha. Stanowczo wciska dzwonek i
przytrzymuje dłużej niż to konieczne.
Wiem, że
jest sama. Światła w całym domu są zgaszone, jedynie z okna jej pokoju wydobywa
się blada poświata. Znów otoczyła się świecami o zapachu goździków. Zawsze to
robi w „jej wieczory”. On nie znosi goździków. Na szczęście pracuje na nocne
zmiany, a ona może zażywać swojej przyjemności w spokoju, bez jego narzekania i
krzyków. Różnią się. Właściwie nie ma ani jednej rzeczy, jaka by ich łączyła.
Może wyjątkiem są dwa złote krążki założone na palce ich dłoni dwa lata temu.
Ona i On to dwa różne charaktery, różne osobowości. Nigdy do siebie nie pasowali
i każdy o tym wiedział. Kłócili się o najmniejszy szczegół, toczyli nieustanne
wojny. Do tej pory nie wiem, dlaczego są razem. Nie kochają się, nawet nie
lubią. Są jak najwięksi wrogowie, jedno gotowe wbić nóż temu drugiemu w serce
podczas snu.
Nie czekam
spokojnie w progu, aż zejdzie z poddasza, aby wpuścić mnie do środka.
Przestępuję z nogi na nogę, zaciskam nerwowo palce na krawędzi zbyt dużego,
grafitowego podkoszulka. Wiem, że to potrwa kilka minut. Zawsze czeka chwilę,
by podnieść się z łóżka nakrytego liliową pościelą. Następnie wygląda przez
dachowe okno, pomimo że nie widać z niego drzwi wejściowych, które ukryte są
pod zadaszeniem ganku. Następnie stąpa bosymi stopami po zimnym parkiecie
między rozgrzanymi knotami świec. Powoli i ostrożnie, aby nie poparzyć
delikatnej, porcelanowej skóry. Potem kroczy po miękkim, puszystym dywanie,
przestępuje próg. Wtedy jej nagie ciało styka się z zimnymi płytkami, co
sprawia, że cofa się gwałtownie. Powoli wraca do okna, gdzie zostawiła swoje
japonki, zakłada je i wracając do drzwi, bierze z łóżka szlafrok, którym otula
ciało. Niespiesznie schodzi po schodach, zapewne zastanawiając się, jak bardzo
się stęskniłam, czy się niecierpliwię, stojąc przed zamkniętymi wrotami jej
królestwa. Zanim wyjdzie mi na spotkanie, idzie do kuchni i nalewa sobie do
szklanki soku porzeczkowego. Z pełnym naczyniem w końcu dociera do drzwi. Nie
otwiera jednak od razu. Opiera się o nie plecami, przekręca głowę w bok,
przykładając do nich ucho. Nasłuchuje mojego niespokojnego oddechu. Stojąc po
drugiej stronie, słyszę każdy, nawet najmniejszy ruch jej ciała. Wiem, że
ześlizguje się po drewnianej powierzchni, by usiąść wygodnie na podłodze. Sączy
napój i nasłuchuje mojej reakcji.
Serce bije
mi coraz mocniej, dłonie opieram na drzwiach, czoło przykładam delikatnie do
ich powierzchni. Wstrzymuję oddech, by usłyszeć, jak przełyka ostatnią porcję
płynu, niemal w erotyczny sposób podnosi się z podłogi i idzie odstawić szklane
naczynie do zlewu. Nabieram powietrza w płuca, wiedząc, że już tak niewiele
mnie od niej dzieli. Wraca i przekręca klucz w drzwiach, ale ich nie otwiera.
Ja też tego nie robię. Słyszę jej delikatne kroki na schodach, czekam aż
ucichną. Kiedy to następuje, naciskam klamkę i popycham drzwi. Przede mną
wyłania się obraz sterylnego korytarza. Nienagannie białe ściany, terakota tej
samej barwy, półka z butami ustawionymi w równych rzędach. Panuje tu nieludzka,
zimna atmosfera. Nie wiem, jak można żyć w takim domu i nie zwariować. Jest tu
prawie jak w szpitalu. Tak samo uporządkowany jest salon, kuchnia, łazienki.
Brak w nich śladu ludzkiego działania, jakby były jedynie sklepowymi wystawami.
Stawiam niepewnie stopy na lśniącej powierzchni, rozglądając się na boki.
Wypatruję jakichkolwiek zmian w obrazie, który znam na pamięć. Nie dostrzegam.
Schody
wiodą mnie na górę. Przytrzymuję się żelaznej poręczy. Znów bezbarwny, wąski
hol prowadzi mnie przed siebie, wprost do uchylonych, fioletowych drzwi
ukrytych na jego końcu. Zatrzymuję się i wpatruję w nie, jak w zakazane wrota. Pełna
wątpliwości, ciekawości, nadziei.
W końcu
nabieram wystarczającej odwagi, aby się z nią spotkać. Zaglądam niepewnie, po
czym wchodzę do pokoju. Liliowe barwy i zapach goździków otumaniają. Stoi przy
oknie, ogląda gwiazdy. Szepczę ciche „cześć”, na co odwraca się w moją stronę i
uśmiecha delikatnie. W tym grymasie jest nutka radości, ekscytacji,
podniecenia, ale też ironii. Wie, równie dobrze jak ja, co się za chwilę
wydarzy, a jedyna różnica jest taka, że ja nie dopuszczam do siebie tej myśli.
– Przyszłam, bo chciałam… – zaczynam, ale przerywam, bo
uświadamiam sobie, że nie mam pojęcia, w jakim celu tu jestem.
Wygina usta w jeszcze większym
uśmiechu i kręci z politowaniem głową. Podchodzi do mnie – po raz kolejny
wykonując slalom pomiędzy świeczkami – na tak bliską odległość, że czuję jej
oddech na policzku, a ciepło jej ciała niemal parzy moją skórę. Unosi
nieznacznie rękę, przybliżając się jeszcze bardziej. Oplata palcami moją dłoń.
Palcami drugiej przejeżdża po moim policzku, bladych wargach, szyi. To
wszystko, każdy gest, dotyk, jest takie zmysłowe. Trudno ustać na nogach, kiedy
w głowie zaczyna wirować, a kolana uginają się pod ciężarem mojego własnego
ciała. Spogląda mi w oczy i tonę w jej zielonych tęczówkach. To taki intensywny
odcień, który hipnotyzuje, zniewala. Prowadzi mnie w stronę łóżka, zatrzymuje
się tuż przy jego krawędzi i zaczyna swą zabawę.
Jej dłonie dotykają mojej
chłodnej skóry, wsuwa je pod materiał koszulki. Moje ciało przechodzi dreszcz,
kiedy opuszkami przejeżdża po linii kręgosłupa. Chwyta materiał i delikatnie
przekłada ubranie przez głowę i rzuca na podłogę. Stoję bezczynnie, kiedy
rozpina chawtki stanika i obnaża moje piersi. Też chcę jej dotknąć, poczuć
jeszcze bliżej, nasycić się nią. Wiem, że mi na to pozwoli, mimo to ruch moich
dłoni jest wolny i niepewny. Rozwiązuję sznurek szlafroka i dotykając nagich
ramion, sprawiam, że opada na ziemię. Popycha mnie na łóżko, przez co opadam na
lekko wymiętą pościel. Pochyla się nade mną, a miękkie kosmyki jej
kruczoczarnych włosów otulają moją twarz. Składa na moich ustach pierwszy
delikatny pocałunek.
Dotyk jej aksamitnej skóry,
opuszki palców na moim ciele, burza motyli w żołądku. Znam to wszystko, ale za
każdym razem jest inaczej, lepiej, więcej. Przyspieszony oddech, tłumione jęki.
Ciężko się powstrzymać, by nie wyrażać w ten sposób wszystkiego, co szaleje
gdzieś w środku. Złączone wargi, ekstaza. Daje mi odrobinę delikatności i
czułości pośród tego szaleństwa. Ona – na mnie, pode mną, we mnie. Każdy jej
ruch jest zmysłowy, erotyczny, stanowczy. Wie, jak to uwielbiam. Fala gorąca,
plecy wygięte w łuk, niemy krzyk, powietrze zatrzymane w płucach. Ogarnia nas
ciemność. Świeczki się wypaliły, oczy zamknęły. Ciężar obcego ciała na moim,
szybkie bicie serca, chwila zapomnienia. Zapach goździków i niedawnej
przyjemności powoli opada.
Dwa splecione ciała na liliowej
pościeli to taki krzepiący widok. Wszystko, czego potrzebuję każdej nocy,
wszystko, na co czekam każdego dnia, jest tu, w tej jednej chwili. Chcę
zatrzymać ją przy sobie na wieczność. Podnoszę lekko powieki i spoglądam na jej
spokojną twarz. Żadna z nas się nie rusza i wydaje mi się, że i dla niej ta
chwila coś znaczy, że nie chce zniszczyć nastroju, który obie budowałyśmy przez
ostatnie minuty. Wydaje mi się, że bez niej u mojego boku nie potrafię już
oddychać. Czy ona też tak ma? Nie wiem, boję się zapytać. Nie chcę przerywać
panującej ciszy, bo kiedy ta znika, magia, która jest między nami, przepada na
zbyt długo, bym mogła to przetrwać. Boję się jej następnego ruchu, słowa,
decyzji.
Zsuwa się ze mnie, otwiera oczy i
patrzy w moje tęczówki. Przejeżdża dłonią po moim ciele, zaczyna od biodra, a
kończy na policzku. Nieśmiało wyciągam dłoń w stronę jej twarzy. Uśmiecha się
delikatnie, z tą, tak dobrze mi znaną, nutką ironii, kiedy moja skóra styka się
z jej. Nie pozwala mi na dłuższą pieszczotę. Zwyczajnie odwraca głowę w drugą
stronę. Ten gest przepełniony jest niemym błaganiem i poczuciem winy. Wiem
doskonale, co po tym nadejdzie. Nie chcę tego, nie rozumiem, czemu to robi.
Boli ją, tak samo jak mnie, ale mimo wszystko nie jest gotowa na zmianę.
– Proszę, nie – błagam szeptem, choć wiem, że to nic nie da.
Wstaje,
podnosi szlafrok z podłogi i bez słowa, nie rzucając mi nawet jednego
spojrzenia, wychodzi do łazienki. Tam rozważa wszystkie możliwości, wszystkie
argumenty za i przeciw. Mam nadzieję, że „za” wygra, ale wiem, że to nierealne.
Nie zmieni nic gorąca kąpiel ani zimny prysznic. Woda nie zmyje z niej strachu
i wątpliwości. Znam ją za dobrze, żeby się mylić. Wstaję i zaczynam
niespiesznie przyodziewać kolejne części mojej garderoby.
Wraca i
patrzy na mnie przepraszającym wzrokiem. Nie jest już taka pewna siebie,
wyrachowana, stanowcza, kusząca. Wygląda jak mała dziewczynka, która bez
pytania wzięła czyjąś zabawkę. Na tą myśl przechodzą mnie ciarki. Czy jestem
tylko jej zabawką? Wolę nie znać odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Nie chcę
też usłyszeć słów, jakie do mnie skieruje.
– Powinnaś już iść. Przepraszam, ale lepiej, żeby cię tu nie
zobaczył – mówi, jakby się go bała, chociaż wiem, że tak nie jest. To tylko
łatwa wymówka, ale nie mogę nic na to poradzić. Moje usta układają się w nieme
„dlaczego?” i po chwili żałuję tego niewypowiedzianego pytania.
– Nigdy nie obiecywałam ci niczego więcej. Nie zostawię go, jest
tak jak powinno.
Już nic nie
mówię, nie próbuję pytać, prosić. Wstaję, składam delikatny pocałunek na jej
czole. Trzymam jej dłoń w swojej i tyłem zaczynam iść w stronę korytarza. Chyba
mam nadzieję, że wstanie i pójdzie ze mną. Odległość między nami się zwiększa,
palce rozłączają. Rzucam jej ostatnie tęskne spojrzenie i opuszczam
pomieszczenie. Schodzę powoli na dół, sterylny hol prowadzi mnie do drzwi.
Wychodzę i delikatnie zamykam je za sobą.
Asfalt
nadal jest nierówny, mury obce, ulica pusta. Tylko niebo ma ciemniejszą barwę,
a gwiazdy świecą wyraźniej, jakby chciały nadać blask tej samotnej chwili.
Iskierki odbijają się w słonych kroplach przetaczających się po moim policzku.
Tak jest co noc. Samotny spacer, zimne powietrze na rozgrzanej skórze
powodujące nieprzyjemne dreszcze. Bicie serca stopniowo zwalnia, emocje
opadają. Nie tak miało być, zawsze ma być inaczej. Za każdym razem przydusza
nadzieję, ale nigdy nie zabija jej ostatecznie. Pozostawia ostatni oddech,
wystarczający, aby szeptać mi do ucha, że to jeszcze nie koniec. Rozum stara
się krzyczeć, że to mnie rani, wykańcza, że nigdy nic się nie zmieni, ale
jakimś cudem ten szept nadziei, dochodzący z głębi serca, skutecznie go
zagłusza. Tyle przyjemności, tyle cierpienia. Zapomniałam już, po co tam
wracam.
Zacznę od szablonu- JEST CUDOWNY!!!Taki lekki, zwiewny a za razem radosny i ciepły, jak uczucia,które przebijają z twoich opowiadań.
OdpowiedzUsuńCo do twojego one-shota.Był bardzo emocjonalny. Pokazałaś kobiecą naturę, naszą potrzebę miłości, czułości czasem wbrew zdrowemu rozsądkowi i zasadom.To co łączy główne bohaterki jest zarazem magnetycznie silne ale i ulotne,trochę złudne.Pragnąc więcej, dają sobie zbyt mało by się tym w pełni nasycić ale jednocześnie zbyt dużo by z tego tak po prostu zrezygnować. Agnes, bardzo mi się podobał klimat tego opowiadania.
Co do twojego nowego opowiadania(tak,tak,tak wątek Adommy mnie zachwyca),brakuje mi opowiadań o tej tematyce.Czekam z niecierpliwością na jakiś prolog.Ale narobiłaś mi ochoty na czytanie...Życzę ci weny kochana!!!
I więcej takich przypływów weny jak dzisiaj, bo wtedy tworzysz cudeńka :-)
OdpowiedzUsuńMoże na początku pochwalę szablon. Jest naprawdę piękny, od razu tutaj tak przyjemniej i... cieplej.
OdpowiedzUsuńPochłonęłam ten tekst i kompletnie nie wiem co napisać prócz tego, że jest świetne i takie twoje. Większość rzeczy, które chciałam napisać dodała w komentarzu kitty, więc nie ma sensu się powtarzać. I oczywiście, opowiadanie o tematyce femslash jak najbardziej ci wyszło. Teraz tylko czekać na następne. Dodam jeszcze, że "Zapomniałam już..." i "Jedna noc w piekle" to moje ulubione jednoczęściówki w twoim wykonaniu.
Czekam na początek "Ménage à trois", jestem bardzo ciekawa tego opowiadania. I mnie też cieszy wątek Adommy! :D