-Andy, nie uderzaj w tą perkusję
na oślep! Rób to z wyczuciem. Musisz czuć to, co grasz, a nie się wygłupiać.
Carmen, musisz jeszcze poćwiczyć, bo mylisz kolejność chwytów, ale bardzo
dobrze wchodzisz w melodie. Gitara jest dla ciebie stworzona. Mary, pamiętaj,
żeby nie wchodzić z klawiszami za wcześnie. Gracie jeszcze raz.
Tak
w starym studiu wyglądały wszystkie popołudnia już od dwóch tygodni. Nikt się
nie spodziewał, że grupka niesfornych dzieciaków, które w okolic znane były z
kradzieży w supermarketach, mazania budynków i bijatyk, tak bardzo zaangażuje
się w tworzenie muzyki. Okazało się, że wystarczyło okazać im trochę
zainteresowania, poświęcić trochę czasu i pokazać inny sposób na nudę, a
chętnie porzucili swoje stare nawyki. Chaos i agresję zastąpiły w ich
codzienności kreatywność i dobra zabawa. Często przychodzili pod dom Jude, żeby
namówić ją na dodatkowe lekcje. Przed planowanymi zajęciami zbierali się
wcześniej przed budynkiem, aby przypomnieć sobie wszystko, czego się nauczyli i
prześpiewać przygotowywane przez nich piosenki. Okazało się, że kilka osób
świetnie pisze teksty, więc pod czujnym okiem piosenkarki tworzyli własne
kawałki. Próbowali różnych stylów muzycznych, łączyli je, szukali nowych
brzmień. A wszystko to dawało im wiele radości i satysfakcji.
Toronto; klinika onkologiczna:
Anna
Lusia nie sądziła, że całe leczenie będzie tak dla niej męczące i
wyniszczające. Przez ponad tydzień nie była w stanie wstać z łóżka, a wykonanie
najprostszych czynności, jak chociażby jedzenie obiadu, czy mycie zębów,
wymagało pomocy pielęgniarek. Czuła się z tym okropnie. Miała dopiero
dwadzieścia lat, a czuła się jak staruszka. Przeszła ciężką operację i była w
trakcie chemioterapii. Była blada, często wymiotowała i zaczęły wypadać jej
włosy. Jednak nie poddawała się. Wciąż myślała tylko o tym, aby wyzdrowieć,
wrócić do Londynu i ponownie stanąć za studyjnym mikrofonem. Muzyka była dla
niej najlepszą motywacją aby co ranek otwierać oczy, wyglądać za okno i
uśmiechać się.
Do
jej Sali wszedł właśnie mężczyzna w śnieżnobiałym kitlu, trzymający w ręce
karty wszystkich pacjentów.
- Jak się dzisiaj czujesz?
- Bywało lepiej, ale to było
przed operacją. Wczoraj aż za bardzo poczułam skutki chemioterapii. Teraz już
jest lepiej.
- Kręci ci się w głowie? Jest ci
niedobrze?
- Mam lekkie zawroty głowy, ale
już do nich przywykłam. Dziś mam ochotę wyjść gdzieś z przyjaciółmi, potańczyć.
- Czyli jest lepiej. Wcześniej nie
chciałaś nikogo widzieć.
- Panie doktorze, ile to jeszcze
potrwa? Mam dobre wyniki. Nie mogła bym przyjmować leków w domu?
- Musisz mieś opiekę lekarską,
poza tym jesteś jeszcze zbyt osłabiona. Uwierz, nie będę cię tu trzymał dłużej
niż to konieczne. Wiem, jak bardzo zależy ci, żeby wrócić do domu. Ale musisz
wytrzymać jeszcze trochę.
Nie
miała wyboru. Całe dnie mijały jej na leżeniu w łóżku i przełączaniu programów
w szpitalnym telewizorze. Nie mogła się już doczekać, kiedy to wszystko się
skończy.
G-major:
- Darius, mam do ciebie prośbę.
Mógłbyś pożyczyć mi sprzęt koncertowy i dwóch techników na przyszły piątek?
- Muszę sprawdzić, czy nie mam w
planach żadnego koncertu, ale wydaje mi się, że nie będzie z tym problemu. A po
co ci sprzęt i technicy? Co ty znów kombinujesz?- zapytał podejrzliwie.
- Chcę zorganizować w parku
koncert dzieciakom z mojej szkółki. Są całkiem nieźli, więc ludziom powinno się
spodobać, a ich to dowartościuje i zmobilizuje do większej pracy.
- Niezły pomysł. Daj znać kiedy
dokładnie. Sam chętnie ich posłucham, skoro sama Jude Harrisom ich chwali.
- Nie ma sprawy. To zgłoszę się
do ciebie w piątek rano po sprzęt.
- Będę czekał.
Jude,
szczęśliwa, że udało jej się załatwić sprzęt na koncert, poszła do studia, w
którym pracował Tom. Była na niego trochę zła, ale nie chciała mu póki co, nic
mówić. A nawet gdyby chciała, zupełnie nie wiedziała, jak się do tego zabrać.
Bała się jego reakcji. Przypomniała sobie, jak jeszcze niedawno to ona
pocieszała swoją siostrę, która miała podobny problem. Tylko, że Kwest nie
powiedział jej, że nie chce jeszcze mieć dzieci. Teraz to piosenkarka
potrzebowała pocieszenia, ale nie chciała nikomu mówić o swojej sytuacji,
dlatego została z tym zupełnie sama.
- Cześć, Tommy!- rzuciła wchodząc
do studia.
- Cześć, kochanie!- Ucałował ją w
policzek i wrócił do pracy.
- Moglibyśmy porozmawiać?-
zapytała nieśmiało. Nie wiedziała, jak zacząć tą rozmowę, jak dobrać
odpowiednie słowa i nie wystraszyć chłopaka.
- Oczywiści. Coś się stało?
- Właściwie to, chodzi o to co
mówiłeś kilka dni temu.
- A co mówiłem?
- Że nie chcesz nic między nami
zmieniać, że jest dobrze tak jak jest.
- Bo to prawda. Mam cudowną żonę
i jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
- Tom, to nie takie proste.
Zmiany czasem przychodzą czy tego chcemy, czy nie. Nie zawsze wybór należy do
nas.
- Do czego zmierzasz?- zapytał,
uważnie jej się przyglądając.
- Naprawdę nie rozumiesz?
- No właśnie chyba nie za bardzo.
Czy stało się coś, o czym powinienem wiedzieć?
- Tak- odpowiedziała, ale głos
ugrzązł jej w gardle i nie była w stanie powiedzieć ani słowa więcej. Stała tam
i patrzyła na niego wzrokiem bez wyrazu.
- Jude, co się stało? Powiedz mi.
- Ja… ja jestem w ciąży, Tom.
Będziemy mieli dziecko.- Zapadła chwila ciszy. Producent patrzył z niedowierzaniem
na swoją żonę. Ona była już bliska rozpaczy, kiedy zauważyła pojawiający się na
jego twarzy uśmiech. Mężczyzna wziął ją w ramiona i mocno przytulił.
- Skarbie, to wspaniała
wiadomość! Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy.
- Ale przecież nie chciałeś
żadnych zmian- stwierdziła zdziwiona jego reakcją.
- Nie chciałem, żeby coś zmieniło
się między nami. Ale to będzie zmiana na lepsze. Zostaniemy rodzicami. To
najwspanialsza rzecz jaka mogła nas spotkać. No może oprócz naszej miłości.
- To obowiązek i
odpowiedzialność. Boję się samej ciąży a co dopiero wychowywania dziecka.
- Pomogę ci przez to przejść. Nie
masz się czym przejmować. Będę cały czas przy tobie. Pamiętaj, to nasza wspólna
sprawa, nasze dziecko, nie tylko twoje. Nie zostawię cię z tym samej.
- I pójdziesz ze mną powiedzieć
mojemu ojcu, że zostanie dziadkiem?
- Oczywiście.
Tak
też zrobili. Jeszcze tego samego wieczora odwiedzili wspólnie rodzinny dom
piosenkarki. Ojciec na początku nie był zachwycony.
- Zrozumiałem ślub, bo jesteście
dorośli i chcecie być razem, ale to już jest chyba przesada. Nie mogliście
trochę poczekać?
Jak
na oczekiwania Jude, zareagował wyjątkowo łagodnie. Spodziewała się awantury
wszechczasów, a tu tylko drobny komentarz, obracający pretensje mężczyzny w
swego rodzaju żart. Potem długo jeszcze rozmawiali. Wokalistka zauważyła, że
jej tata zrozumiał, że ma już dorosłe córki, które układają sobie własne życie
i zakładają rodziny.
Czwartek; stare studio:
Cały
tydzień ciężkiej pracy, prób ale i zabawy sprawił, że dzieciaki świetnie
wykonywały własny repertuar. Nie było już właściwie niczego do poprawy, więc
Jude postanowiła zagonić ich do pomocy przy organizacji koncertu.
- Jesteście już naprawdę dobrzy,
ale potrzebujecie jeszcze jednego. Publiczności. Sama do was nie przyjdzie. To
wy musicie wyjść do ludzi. Tu macie ulotki. Idźcie na ulice i rozdawajcie je.
Musicie zaprosić jak najwięcej ludzi i zachęcić ich do przyjścia na wasz
koncert.
Nie
trzeba im było dwa razy powtarzać. W ciągu kilku godzin ulotki i plakaty były
niemal w całym mieście.
Piątek; park:
Zgodnie z planem koncert
rozpoczął się o piętnastej. Żywiołowa muzyka rozbrzmiewała w całym parku. Przed
sceną zgromadziła się nie mała publiczność, podziwiając zaskakujące talenty
tych młodych ludzi. A oni na scenie czuli się jak ryby w wodzie. Ciężko na to
pracowali, ale wiedzieli teraz, że było warto.
- Miałaś rację, Jude. Są naprawdę
dobrzy.- Darius pokiwał głową z uznaniem.
- Przecież mówiłam.
Tydzień później; klinika
onkologiczna:
- Cześć Ann! Jak się czujesz?-
zapytała Jude, wchodząc do jednej z sal w klinice.
- Lepiej niż wyglądam. Z moich
długich włosów niewiele pozostało, ale przynajmniej mam dobre wyniki.
- Tak się cieszę. Bardzo się o
ciebie martwiliśmy.
- „My”?- Dziewczyna się zdziwiła.
Przecież w sali nie było nikogo więcej.
- Tak, my!- Do pomieszczenia
weszło całe SME, Tom, Karma i Darius.
- A co wy tu wszyscy robicie? Lekarze
was wpuścili?
- Pielęgniarki. Oczarowałem je
swoim wewnętrznym urokiem- odparł dumnie Speed, na co wszyscy wybuchli
śmiechem.
- Tak, nie wątpię.
Wszyscy
opowiadali Annie co dzieje się w „wielkim świecie”, wygłupiali się i żartowali.
Przerwała im dopiero wizyta lekarzy, którzy wyprosili całą zgraję z oddziału.
- Anno, twoje wyniki są
zaskakująco dobre- powiedział lekarz, przeglądając wyniki jej ostatnich badań.-
Nie widzę powodu, aby dłużej cię u nas trzymać. Z takimi przyjaciółmi szybciej
wydobrzejesz w domu. Wypiszemy cię za trzy dni.
Błagam dodaj następny rozdział...kocham ten serial chociaż już dawno się skończył...oglądałam wszystkie odcinki chyba już po 10 razy...hehe ty piszesz niesamowicie...z zapartym tchem czekam co będzie dalej:)
OdpowiedzUsuń