środa, 20 lipca 2011

5x08 'Quirk of fate' [IS]

            Speed już dawno przekreślił Trevora. Nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Jednak po całej tej rozmowie i po tym, czego się dowiedział, nie mógł przestać o tym myśleć. Choć starał się wierzyć w to, że Trevor przekreślił szanse zespołu na pierwszą płytę i zrobił to dla własnej korzyści, teraz już sam nie był pewny co ma o tym myśleć. Nie chciał go zrozumieć, ale mimo wszystko współczuł mu i gdzieś głęboko wiedział, że postąpił by podobnie. To ich łączyło. Duma nie pozwalała im prosić o pomoc, a kiedy stawiano ich pod ścianą, potrafili robić naprawdę głupie rzeczy. Nie raz i nie dwa wpakowali się przez to w kłopoty.
            Siedział w swoim domu, przy kuchennym stole z filiżanką kawy i wpatrywał się w mglisty obraz za oknem. Myślał o wczorajszej rozmowie z byłym przyjacielem i ogarniały go coraz większe wątpliwości. Miał wyrzuty sumienia, bo wiedział, jak trudne dla Trevora był przyznanie się do błędu. Czuł, że nie powinien tak reagować. Podejmując jedną z najtrudniejszych decyzji w życiu, schował do kieszeni własną dumę i dawne urazy i biorąc do ręki telefon wybrał numer.
*Halo?- głos po drugiej stronie był nieco przygaszony, jakby smutny.
-Teraz twoja matka czuje się lepiej?- zapytał bez zbędnych wstępów.
*Zmarła dwa miesiące temu.- Po odpowiedzi nastała dłuższa chwila ciszy.
-Przepraszam, nie powinienem…-zaczął zmieszany.
*Nie, skąd mogłeś wiedzieć?
-I tak nie po to dzwonię. Nie potrzebnie pytałem. Czy teraz… zależy ci na muzyce?
*Dobrze wiesz, że muzyka jest jedną z ważniejszych rzeczy w moim życiu.
-Kiedy ostatnio grałeś?
*Wczoraj w parku. Jakoś trzeba zarabiać.
-A bardziej profesjonalnie?
*Z wami. Nie wyobrażałem sobie pracy w zespole z nikim innym. A szansę u was przekreśliłam, a co za tym idzie przekreśliłem szansę na pracę w tej branży na poważnie.
-A jeśli nie?
*Co „jeśli nie”?
-Jeśli dostaniesz swoją szansę? Nie zmarnujesz jej po raz kolejny? Nie chcę się znów na tobie zawieść.
*Czy ty mi właśnie mówisz, że wracam do zespołu?
-Nie ciesz się za bardzo. Najpierw cię przesłuchamy. Przez taki kawał czasu mogłeś zapomnieć jak się gra. Bądź o 15 w studiu.
*Dzięki. Nie zawiodę was.
-Mam nadzieję.
            Nie był pewien, że dobrze robi, ale nie mógł postąpić inaczej. W końcu kiedyś byli przyjaciółmi i nawet, jeżeli Trezor kiedyś popełnił błąd, zasługiwał na drugą szansę. Chociażby ze względu na dawną przyjaźń.

Dom Jude:

            Po weselu piosenkarka czuła się jeszcze gorzej. Nudności nie przechodziły. Co rano przez ostatnie dni męczyły ją wymioty. Zastanawiała się, czy nie pujść do lekarza. Tego dnia wstała wcześnie rano, ale nie miała siły, żeby zebrać się do pracy. Dzień zapowiadał się jeszcze gorzej niż poprzednie. Była blada, i mimo, że wcześnie położyła się spać, czuła się zmęczona. W kuchni zastała swoją siostrę, uśmiechniętą, szykującą śniadanie i zalewającą kawę gorącą wodą.
-Dzień dobry, Jude.
-Nie wiem czy dobry-odpowiedziała młodsza z sióstr.
-Co ci jest? Jesteś chora? Strasznie wyglądasz.
-Nie wiem. Już kilka dni mam mdłości.
-Mdłości? I tylko tyle?
-W zasadzie tak, ale to męczące.
-Nie myślałaś, że może…
-Co?
-Może powinnaś zrobić test ciążowy?
-Nawet tak nie żartuj. Przecież…
-U mnie też się tak zaczynało. I nie mów, że to nie możliwe. Po prostu to zrób. Dobrze ci radzę.
-Dobrze, ale muszę teraz się zbierać. Dziś pierwsze zajęcia w szkółce.

Po weselu, jakie urządził ojciec Jude, dziewczyna i jej mąż dużo pracowali w starym studio. Wyremontowali sale, kupili sprzęt i pracowali wspólnie nad programem zajęć. Oprócz tego w całym mieście organizowali kampanię reklamową; rozwieszali plakaty i rozdawali ulotki. Pobliskie świetlice dla młodzieży zainteresowane były współpracą. Wychowawcy twierdzili, że ich wychowankom dobrze zrobi takie rozładowanie energii. Ostrzegali, że część z nich to trudna młodzież i niechętnie będzie współpracować na zajęciach. Jude jednak uparcie twierdziła, że da sobie z nimi radę. Nie bała się wyzwań i pokazywała go od początku swojej kariery. I nadszedł wielki dzień otwarcia jej szkółki muzycznej. W starym studiu była wcześniej, przygotowała instrumenty, sprzęt i materiały na pierwsze zajęcia, na które miała przyjść grupa młodzieży z pobliskiej świetlicy i kilkoro innych zainteresowanych muzyką dzieciaków.
            Grupa weszła przyprowadzona przez wychowawcę, gadając i nie zwracając nawet uwagi na piosenkarkę. Opiekun, dwudziestoletni student, zapewne wolontariusz, próbował ich uciszyć, ale nie za bardzo mu to wychodziła. Jude postanowiła nie wysilać się. Usiadła na swoim krześle i zaczęła tylko grać na gitarze. Nie zrobiło to wrażenia na rozgadanych, używających wulgarnego słownictwa i niezbyt przyjaźnie wyglądających dzieciakach. W takim chaosie, kiedy to grupa zachowywała się, jakby przyjechała z dżungli, wychowawca starał się ją przekrzyczeć, a Jude tylko grała, minęło piętnaście minut. Dziewczyna w końcu nie wytrzymała. Wzięła mikrofon, podeszła do dwóch dużych głośników, do których był podłączony, skierowała go w ich stronę i włączając uderzyła kilka razy. Oprócz łomotu po Sali rozszedł się nieznośny pisk, a gromada niesfornej młodzieży natychmiast ucichła. Wtedy piosenkarka przeszła na środek Sali i kierując mikrofon w swoją stronę zaczęła mówić.
-Skoro nareszcie przestaliście gadać proszę żebyście usiedli na krzesłach, które dla was przygotowałam. Widzę, że nie za bardzo interesuje was to, czego możecie się tu nauczyć, a już z całą pewnością obca jest wam dyscyplina.
-Rozkapryszona gwiazdka.
-Myśli, że zjadła wszystkie rozumy.- Po Sali rozeszły się złośliwe szepty, które jeszcze bardziej zdenerwowały wokalistkę.
-Może i tak-powiedziała.- Może i jestem rozkapryszoną gwiazdką, która myśli, że wie wszystko najlepiej i chce się trochę powymądrzać. Możecie tak myśleć. Też na początku spotkałam ludzi, którzy mnie pouczali i też mi się to nie podobało. Ale gdybym wtedy ich nie słuchała, nie miała dyscypliny i myślała, że wiem tyle co i oni, nigdy nie doszła bym do miejsca, w którym teraz jestem. Jestem tutaj dla was i chcę wam dać szansę. Nie wszyscy będziecie gwiazdami, nie każdy z was wyda płytę. Niektórzy z was po kilku spotkaniach stwierdzą, że to nie ma sensu i że wcale tego nie lubią. Większość z was pewnie już tak myśli, chociaż jeszcze nawet nie spróbowaliście. Ale dajcie szansę mnie, ale przede wszystkim sobie i muzyce.
-Chcesz zrobić z nas muzyków? Żadne z nas nie miało w ręku instrumentu- stwierdził czternastoletni chłopak.
-Wiem o tym. Ale ja daję wam szansę. Pozwalam wam spróbować, bo może jedno z was będzie chciało później wybrać taką drogę. A wy dacie temu szansę?
-Ja w to wchodzę, ale ja nie będzie nam szło to wypadam- powiedziała rudowłosa dziewczyna ubrana w szerokie dżinsy i kraciastą koszulę.
-A reszta?- Wszyscy popatrzyli po sobie.
-Dobra, niech będzie- odpowiedział, wcześniej wypowiadający się już chłopak.
-Więc niech każdy z was wybierze sobie jakiś instrument. Macie tu gitary, perkusję, basy, klawisze…
            Wychowawca nie mógł się nadziwić jak łatwo Jude przekonała do siebie tą bandę i jak zachęciła ich do współpracy. Jemu dotąd się to nie udało, a pracował z nimi już prawie rok.

Studio w G-major:

-Skoro już jesteś to nie ma potrzeby czekać na chłopaków. Wchodź za szybę, bierz bas i pokaż co potrafisz.
            Trezor wykonał polecenie Speedermana i dał z siebie wszystko. Chciał udowodnić, że nie zapomniał czym jest muzyka. Podczas jego popisów do studia weszła reszta zespołu. Nie mogli uwierzyć, że Speer zgodził się ponownie pracować ze starym kumplem. Kiedy Trezor skończył i wyszedł z pomieszczenia, zespół popatrzył na siebie.
-I co myślicie chłopaki?- zapytał Speer.- Ma jeszcze w sobie to coś?
-Jak dla mnie bomba- stwierdził Kyle.
-Dla mnie też.
-Więc witamy powrotem w zespole.

Dom Jude, wieczór:

            Jude za radą siostry zrobiła test i nie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Nie chciała dziecka. Nie teraz, kiedy pochłania ją praca, ma tyle pomysłów i jest świeżo po ślubie. Ale nic już nie mogła zrobić. Stało się, w jej organizmie rozwijało się nowe życie.
            Weszła do swojego pokoju, w którym był jeszcze Tom.
-Wiesz Jude, cieszę się, że jesteś. Kocham cię i jest mi dobrze tak jak jest.
-To znaczy?- zapytała, nie wiedząc co chłopak ma na myśli.
-Jesteśmy tylko ty i ja. Tylko to się liczy.
-A rodzina?
-My jesteśmy rodziną, twoja rodzina też nas wspiera. Kiedyś będziemy mieli dzieci. Ale nie musimy się z tym spieszyć. Przyjdzie na to czas.
-Tak, jasne.- „ty zawsze wiesz co powiedzieć” pomyślała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SZEROKA LISTA