Betowała Lily.
***
– Mój kraj to kraj dla tych, co
lubią się łudzić. Dlatego uciekłam. Nie lubię żyć kłamstwami. Ludzie zwykle
mówią, że to gościnny i piękny kraj pełen ludzi o dobrych sercach. Gówno
prawda. To kraj, gdzie każą ci wierzyć w to, jak istotna i wielka jest nasza
historia, jak wiele wycierpieliśmy i jak byliśmy odważni. Wmawiają ci, że
wszystko dąży do jakiegoś większego celu i nie można myśleć tylko o sobie. Ale
tak naprawdę ci, którzy tak mówią są pieprzonymi, nieczułymi egoistami, którzy
przez okłamywanie innych chcą zagarnąć więcej dla siebie. Tam jest prywatność,
jeżeli zachowujesz się tak, jak tego od ciebie oczekują. Jeżeli chcesz coś
osiągnąć, rozerwą cię na strzępy. To wspaniały kraj, ale tylko dla ludzi
naiwnych. Ja nie jestem naiwna – zakończyłam.
– Jeszcze nigdy nie słyszałem
żeby ktoś tak mówił o własnym kraju. Ludzie zwykle mimo wszystko mają sentyment
do własnej ojczyzny i chcą, żeby w oczach innych wyglądała jak najlepiej. To
było strasznie okrutne. I szczere – zauważył. Może wolał usłyszeć kłamstwo, ale
ja nie zamierzałam kłamać.
– Nie chcę już o tym mówić. W
końcu nie po to wyjechałam, żeby do tego wracać.
Dłuższą
chwilę milczeliśmy. Nie było to krępujące milczenie. Ja nie znałam jego, a on
nie znał mnie. Równie dobrze moglibyśmy siedzieć w dwóch różnych lokalach,
zupełnie sami. Ale razem milczy się lepiej. Wydaje mi się, że cieszyłam się z
tego spotkania. Lubiłam go, jako aktora, ale on nie wiedział nawet, że go
rozpoznałam. Dzięki temu mogłam poznać go, jako zwykłego faceta. To szaleństwo
sławy mnie nie pociągało. Nie zamierzałam piszczeć jak jakaś napalona małolata
i prosić o autograf. W końcu to tylko zwykły człowiek, tyle, że z dużą
zawartością portfela.
– Nie lubisz mówić o swoim domu,
prawda? – zapytał niespodziewanie.
– Nie. O domu, ani o sobie – odpowiedziałam,
nie siląc się na wymuszoną grzeczność. Był dla mnie kimś obcym i mimo wszystko,
nie miałam zamiaru udawać słodkiej laleczki.
– Szkoda. Chciałbym dowiedzieć
się o tobie czegoś więcej, a na razie wiem tylko, że jesteś z Polski i nie
lubisz swojego kraju. Nie wiem nawet jak masz na imię.
Może
był zwyczajnie dobrym aktorem. Ba, był nim na pewno, widziałam w filmach. Teraz
jednak wydawało mi się, że niczego nie udaje. Nie mogłam jednak za darmo oddać
mu kawałka siebie. Jak już się otwierać, to przynajmniej trzeba mieć z tego
korzyści.
– Okay, mogę ci trochę
powiedzieć, ale musisz postawić mi wódkę. Mi nie sprzedadzą. Piwo dostałam, bo
wzięłam barmana na litość. – Wskazałam głową na pusty kufel. – Jak następny raz
będę gdzieś uciekać, to będzie to miejsce, gdzie sprzedają alkohol od osiemnastu
lat, a nie dwudziestu jeden. W czymś trzeba topić smutki, a tutaj mogę to robić
tylko nielegalnie.
– Ale opowiesz mi? – chciał się
upewnić, że w zamian za wódkę dostanie to, czego chce.
– Pewnie. Nie mam w końcu nic
innego do roboty – odparłam.
Skinieniem
ręki przywołał barmana i zamówił dwa szoty. Barman pokręcił głową spoglądając
na mnie z rozbawieniem, na co ja tylko wzruszyłam ramionami. Wkrótce stanął przede
mną pierwszy tego wieczora kieliszek.
– To za nasze historie – wzniosłam
toast i jednym łykiem opróżniłam szklane naczynie z gorzkiej cieczy. – Ale
obiecaj, że nigdy więcej nie zapytasz – zażądałam.
– Obiecuję.
Wiedziałam
jak niewiele zwykle znaczą ludzkie obietnice, ale chciałam mu uwierzyć. Ten
jeden raz być tą naiwną dziewczynką, jaką byłam jeszcze parę lat temu, tą samą,
którą zostawiłam daleko za sobą. On był miły i stawiał alkohol, którego tak
potrzebowałam, żeby zapomnieć. I słuchał. Robił coś, czego jeszcze nigdy od
nikogo nie doświadczyłam. Dlatego mówiłam o sobie, o domu, o rodzinie. Ten
ostatni raz. To było jak oglądanie ostatni raz zdjęć z przeszłości i wyrzucanie
ich do oceanu zapomnienia. Potem było jeszcze więcej alkoholu, muzyki i tańca.
I czułam się bezpieczna jak nigdy w miejscu, którego nie znałam i z kimś, kogo
nie znałam. Bo byłam gotowa na wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz