wtorek, 5 lipca 2011

5x07 'So close at hand' [IS]



-Ta płyta była dla mnie bardzo ważna i sprzedanie jej było najtrudniejszą decyzją w moim życiu. Zdradziłem własnych przyjaciół ale nie miałem wyjścia. Moja matka zachorowała i nie mogła już pracować, a ja nie mogłem znaleźć żadnej pracy. Kasa z koncertów była marna i ledwo starczało na jedzenie dla mnie i matki. Nie płaciliśmy rachunków i dostaliśmy nakaz eksmisji. Nie miałem wyjścia. Pojawił Się ten facet i zaproponował mi za płytę niesamowitą kasę. Jeżeli chodziłoby o mnie nigdy bym się nie zgodził. Wolał bym już mieszkać na ulicy. Ale nie mogłem pozwolić na to, żeby moja chora matka wylądowała na ulicy ze mną. To była jedyna szansa, żeby zatrzymać mieszkanie i opłacić leczenie matki. Gdyby nie kasa z naszej płyty ona by wtedy umarła.

            Chłopaki siedzieli wsłuchani w opowieść kolegi. Nie mogli uwierzyć, że ukrywał to przed nimi tyle lat.
-A nie pomyślałeś, że moglibyśmy ci pomóc? Byliśmy przyjaciółmi! Przyjaciele pomagają sobie w takich chwilach, a nie się okradają i oszukują!
-Tak teraz to wiem, ale wtedy chciałem sam rozwiązać własne problemy. Wiecie jaki byłem. Zawsze wszystko chciałem zrobić sam. Przepraszam, chłopaki.
-Przepraszam? Po tylu latach milczenia? Po prostu „przepraszam”? Nie sądzisz, że trochę na to za późno?!- Powiedział wkurzony Speed i wyszedł ze studia trzaskając drzwiami.
-Speed!...
-Zostaw go, Trevor. On musi to przemyśleć. Przejdzie mu.  
-Mam nadzieję.

Kawiarnia:

-… myślę, że czeka cię dużo pracy, wspólniczko- odpowiedział McGray. Dziewczyna nie mogła w to uwierzyć.
-Naprawdę?- zapytała, powstrzymując się od rzucenia się mężczyźnie na szyję.
-Tak. To świetny projekt, dokładny, precyzyjny i uwzględniający wszystkie okoliczności. Nie chcesz pobierać opłat za zajęcia, ale myślę, że powinnaś dostawać za to chociaż trochę pieniędzy. Może uda mi się uzyskać dofinansowanie od miasta na działalność kulturalną. Ale tym sam się już zajmę. A ty zajmij się jak najszybciej przygotowywaniem budynku i reklamą. Moją część kosztów ureguluję jeszcze w tym tygodniu. Spotkamy się jak mój prawnik przygotuje umowę współpracy. Będę jeszcze do ciebie dzwonić, żeby się dowiedzieć jak idą przygotowania. Teraz muszę już iść bo mam za pół godziny spotkanie. Zachowam ten egzemplarz projektu. Do zobaczenia.- Mężczyzna podniósł się z krzesła, co zaraz uczyniła też Jude. Podał jej rękę.
-Dziękuję. Spotkanie z panem było przyjemnością. Do widzenia.
            Kiedy McGray opuścił lokal, piosenkarka opadła na krzesło i odetchnęła z ulgą. Nie potrzebnie tak się przejmowała. Był bardzo miłym i przychylnie nastawionym do niej człowiekiem. Popiła ostatni łyk kawy i wybrała numer do swojego męża. Odebrał po dwóch sygnałach.
*Cześć kochanie. I jak poszło- zapytał od razu.
*Tom, mamy to! Zgodził się, rozumiesz? Był zachwycony!- Nie mogła powstrzymywać dłużej wybuchu radości.
*Skarbie, tak się cieszę! Jak bym był tam z tobą to bym cię uściskał.
*Uściskasz jak się spotkamy. Muszę zajrzeć do domu. Może tacie już przeszło i ze mną porozmawia. A potem trzeba pomyśleć nad

Remontem i reklamą. Nie mamy za dużo czasu, a McGray chce ruszać z tym projektem od zaraz.
*Dobrze, to ty jedź do domu i porozmawiaj z ojcem, a ja poszukam jakiejś agencji reklamowej, która zapewni nam dobrą reklamę i nie doprowadzi do bankructwa.
*Dzięki, Quincy. Zobaczymy się wieczorem?
*Pewnie, może w starym studiu? Moglibyśmy pomyśleć nad wystrojem.
*Super. To do zobaczenia.
*Na razie. Kocham cię.
*Ja ciebie też.- Rozłączyła się i zaczęła zbierać się do wyjścia.

Klinika All-med:
            Anna weszła do przychodni i rozejrzała się dookoła. Chłodne wnętrze ocieplały nieco kwieciste akcenty i świeże rośliny w wazonach. Mimo dobrego wrażenia i próby stworzenia domowego nastroju, w pomieszczeniu dało się wyczuć szpitalną atmosferę. Charakterystyczny zapach nie poddał się działaniu odświeżaczy powietrza.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?- Zapytała młoda blondynka w białym fartuchu, siedząca za blatem recepcji.
-Dzień dobry. Byłam umówiona na konsultacje z doktorem…- Przeczytała nazwisko z wymiętej kartki.- Andrew Wollter’em.
-Pani nazwisko?
-Anna Lusia Roberts.
-Tak proszę usiąść. Doktor zaraz panią przyjmie.
-Dziękuję.
            Nie usiadła jednak, tylko chodziła w kółko po korytarzu.
-Naprawdę proszę usiąść i się nie denerwować. Doktor Wollter to bardzo dobry lekarz, a przede wszystkim dobry i bardzo miły człowiek. Nie ma się czego obawiać.

Dom Jude:
-Cześć tato.- Przywitała się piosenkarka niepewnie spoglądając na ojca.- Możemy porozmawiać?- zapytała nadal stojąc w drzwiach.
-Oczywiście. Właściwie to miałem do ciebie zadzwonić i zaprosić ciebie i Toma.- Zdziwił ją entuzjazm w głosie ojca. Nie tego się spodziewała, ale była mile zaskoczona.
            Zaproszona została do salonu, a po chwili ojciec przyniósł jej herbatę owocową.
-Otóż chciałem zaprosić ciebie i Toma na małą uroczystość. To będzie w lokalu. Adres podam ci w sobotę rano. O 14 zaczniemy, więc bądźcie punktualnie. I ubierzcie się w wieczorowe stroje.
-Tato, co ty kombinujesz? Co to za uroczystość? Nie przypominam sobie, żebyśmy o tej porze roku coś świętowali.
-Bo to coś wyjątkowego. Zobaczysz, spodoba wam się.

Gabinet lekarski:
-Ma pani ostatnie wyniki badań?- zapytał lekarz.
-Tak, proszę.- podała mu kopertę z wynikami. Przeglądał je dłuższą chwilę, po czym ponownie zabrał głos.
-Nie jest tak źle. Nowotwór operacyjny, niewielkich stosunkowo rozmiarów. Proszę się nie martwić. Wygląda na to, że szybko się z nim rozprawimy.- Sprawdził swój notes.- Proszę się zgłosić za tydzień. Przyjmiemy panią, zrobimy ostatnie badania i przygotujemy do operacji. Za dziesięć dni od dziś, będzie po wszystkim. Potem tylko chemia i będzie pani jak nowonarodzona. Nie mówię, że to będzie przyjemne, ale większych komplikacji nie przewiduję.

Sobota, 13:45, lokal „pod różą”:
-Tato, nie wierzę, że urządziłeś nam wesele! Jest cudownie! O wszystkim pomyślałeś i sam to zorganizowałeś?- mówiła podekscytowana Jude, tuląc się do ojca.
-Czego nie robi się dla ukochanej córki.- Uśmiechną się i popchną córkę i jej męża w stronę gości, aby się z nimi przywitali.
            Jakiś czas później przyjęcie na dobre się rozkręciło. Po przemówieniu jakie tata Jude przygotował i wygłosił, dziewczynie popłynęły z oczu łzy wzruszenia. Potem było dużo dobrego jedzenia i alkoholu, którego Jude nie piła solidarnie ze swoją siostrą, która nie robiła tego z wiadomych powodów. Potem tańczyli, śmiali się, rozmawiali. Po prostu wszyscy dobrze się bawili. Jude też, chociaż trochę źle się czuła. Od rana miała mdłości, ale była przekonana, że to ze stresu. Nie chciała nikogo martwić, więc po jakimś czasie przestała na to zwracać uwagę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SZEROKA LISTA