sobota, 23 maja 2009

5x06 'Hurry up before the taxi leave' [IS]

           Dziesiątki telefonów jednego wieczoru. Wielki stres i poczucie, że to ważne dla kogoś bliskiego. Niezależnie od tego co się wydarzyło teraz liczy się przyszłość. Nie ważne są nieprzespane godziny. Nie liczy się budzenie znajomych w środku nocy. Teraz najważniejsze jest uszczęśliwić tą kochaną osobę.
            Ojciec Jude przemyślał sytuację i postanowił zorganizować dla córki i zięcia niespodziankę. Miał niewiele czasu, bo planował wszystko na sobotę, a była środa. Wiedział, że źle zareagował na ostatnią nowinę. Wiedział, że powinien się cieszyć z ich szczęścia, a teraz wiedział jak to naprawić.

G-major; 11:00:

-Tom, ja nie dam rady. Tak się denerwuję. On tego i  tak nie poprze.
-Judie, daj spokój. Ty, sławna gwiazda muzyki, masz tremę przed spotkaniem z jednym z wielu biznesmenów?
-Nie wiesz jak ja się czuję. To dla mnie ważne i boję się, że nie wszystko pójdzie po mojej myśli.
-Zróbmy inaczej. Zapisz w punktach na kartce, co wg ciebie jest ważne na tym spotkaniu.
-Okey. – Zaczęła zapełniać biały kartonik.
·       Pierwsze wrażenie; wygląd.
·       Pewność siebie.
·       Dopracowany projekt.
·       Argumenty.
·       Pomysłowość.
-Chyba tyle.- Powiedziała i podała producentowi kartkę.
-Dobra. To teraz sprawdzimy, czy masz wszystko, co uważasz za ważne.
-Zaczynaj.
-No więc, numer jeden: Pierwsze wrażenie i wygląd. Jak dla mnie zawsze wyglądasz olśniewająco, ale pokaż mi w co chcesz się ubrać.

            Poszli do pomieszczenia, w którym mieściła się garderoba. Dziewczyna wyjęła jeden z wieszaków i pokazała mu czerwoną sukienkę za kolana z czarnymi wzorkami.

-Myślałam o tej, ale chyba zbyt elegancka. Chciałabym czuć się swobodnie, więc pomyślałam, że to będzie lepsze.

            Wyjęła kolejny wieszak. Wisiały na nim czarne, lekko powycierane dżinsy, oraz czarna koszula z rękawami za łokcie. Całość dopełniał biały, skórzany pasek z dużą, owalną, srebrną klamrą.

-Wow. To bardziej w twoim dawnym stylu. Czyżby powrót do przeszłości?
-Chyba zawsze tak chciałam wyglądać. Założę to i dodatki, a ty powiesz, co o tym sądzisz, dobra?
-Jasne.

            Dziewczyna poszła do oddzielnego pomieszczenia i nałożyła kreację. Do tego kilka rockowych naszyjników i bransoletek. Rozpuściła, związane do tej pory włosy, i zrobiła o drobinę mocniejszy makijaż. Przyjrzała się w lustrze i przypomniała sobie początki swojej kariery. Rude włosy, gitara, notes i tak mało problemów. Nagle zapragnęła do tego wrócić. Chciała znowu poczuć się jak tamta beztroska nastolatka wierząc jedynie w siłę muzyki.
            Wyszła z pomieszczenia, aby pokazać się swojemu mężowi. Stanęła w drzwiach i zapytała:
-I co myślisz?
-Hmm… Dziewczęco, naturalnie, elegancko, ale i na luzie. A poza tym podkreśla twój charakter.
-I o to mi chodziło, ale ja chcę zmienić jeszcze jedną rzecz. W gruncie rzeczy nie zmieniłam się tak bardzo przez te lata pod względem charakteru i zaczynając w życiu nowy rozdział, chcę podkreślić, że nadal jestem tą samą rockową dziewczyną co na początku mojej kariery. Pozwolisz, że wyjdę na pół godziny?
-Jak musisz to idź. Tylko nie spóźnij się na spotkanie.
-Będę niedługo. Zdążymy jeszcze przejrzeć projekt.
-Dobra. To leć.
-Pa.- Musnęła chłopaka w policzek i opuściła wytwórnię.

Studio w G-major; próba SME:

-Było nieźle. Dobra, teraz przerwa.- Chłopaki zostawili instrumenty i usiedli na kanapie.
-Gadałeś z Trevorem?
-Spotkałem się z nim, ale nie byłem w stanie z nim rozmawiać. Co on w ogóle sobie myślał wracając po tylu latach? Sprzedał piosenki, nad którymi tyle pracowaliśmy jakimś oszołomom. Przez niego nie wydaliśmy pierwszej płyty. A teraz po prostu wraca i myśli, że będzie wszystko okey? To jakaś paranoja!
-Musisz z nim pogadać. Może wyjaśni dlaczego to zrobił. Może ma jakiś powód.
-I wy w to wierzycie? Bo ja myślę, że chciał zarobić łatwą kasę naszym kosztem.
-Dzwonię do niego.- Powiedział Kyle i wybrał w telefonie właściwy numer.

*Halo?
*Cześć Trezor. Mamy chyba parę spraw do wyjaśnienia. Bądź u nas w studio o 15.
*Dobra, będę na pewno.

U Jude:

            Piosenkarka szła ulicą zupełnie odmieniona. Gdzie była? U fryzjera oczywiście. Postanowiła wrócić do fryzury z czasów konkursu. Teraz znów miała rude, proste włosy i grzywkę. Czuła się naprawdę sobą.
            Weszła do wytwórni i udała się do pomieszczenia, w którym rozstała się z Tomem.

-Hej! Jestem!
-Już?- Odwrócił się do dziewczyny, bo do tej pory stał tyłem przeglądając jakieś papiery i spojrzał na nią.- Wow! Czy my cofnęliśmy się w czasie, czy w tobie wróciła mała dziewczynka?
-Raczej to drugie, chociaż nie koniecznie taka całkiem mała. Podoba ci się?
-Pewnie.
-To dobrze, bo mi też. A teraz przejrzyjmy jeszcze raz ten projekt. Chcę być pewna, że wszystko jest dobrze.
-Jest. Sprawdzałem jak ciebie nie było.
-Dzięki! Kochany jesteś. To ja teraz pójdę zadzwonić, bo mam ważną sprawę do załatwienia.

            Jude zamknęła się w studiu C, któro teraz służył za składzik sprzętu. Z resztą tak było odkąd ona tylko pamiętała. Wzięła telefon i notatnik z numerami.

*Klinika All-med., słucham?- Odezwał się miły, kobiecy głos w słuchawce.
*Dzień dobry. Nazywam się Jude Harrison. Chciałam rozmawiać z dr Andrew Wollter’em.
*Niestety ma teraz operację i nie może rozmawiać. Coś przekazać?
*Właściwie, może pani mi pomoże. Moja przyjaciółka jest chora na raka. W tej chwili nie ma jej w kraju, więc w jej imieniu chciałam ją zapisać na konsultacje z dr Wollter’em.
*Doktor jest bardzo zajęty. Ale myślę, że znajdzie czas na jeszcze jedną pacjentkę. Kiedy pani przyjaciół wraca do Kanady?
*Będzie już dziś wieczorem.
*Dobrze, więc wpiszę ją na jutro na godzinę 19:30. Doktor będzie miał dla niej pół godziny. Niech przyniesie wyniki ostatnich badań, dokumentację i historię choroby.
*Dobrze. Dziękuję pani. Dowidzenia.
*Dowidzenia.

            Jude kamień spadł z serca. Umówiła Annę za pierwszym podejściem i to na następny dzień u najlepszego lekarza w kraju. Teraz mogła spokojnie zająć się swoim spotkaniem.


Londyn; lotnisko:

            Anna Lusia stała z niewielkim bagażem w kolejce do odprawy. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu. Cały czas zgrywała twardą. Udawała, że to co się teraz dzieje ją nie obchodzi, że się nie przejmuje. Wewnątrz jednak była załamana. Nie umiała poradzić sobie z myślą, że choruje na to, na co tysiące ludzi umiera. Lekarze mówili, że z tego wyjdzie, ale ona wciąż zadręczała się myślami, że już niedługo to wszystko się skończy i jej już nie będzie. Nie mogła pojąć dlaczego spotkało to właśnie ją.

-Proszę bilet i dokument potwierdzający tożsamość.- Powiedział sympatycznie wyglądający ochroniarz przy bramce.
-Proszę.- Podała mu karton, gwarantujący jej powrót do domu oraz prawo jazdy.
-Toronto, w jedną stronę. Zgadza się. Jaki jest cel podróży?- Dziewczyna zamyśliła się przez krótką chwilę. Jak odpowiedzieć na to pytanie? Chyba najlepiej powiedzieć prawdę.
-Jestem ciężko chora. Wracam do domu żeby walczyć o życie.
-Przykro mi.
-Nie potrzebnie. Wyjdę z tego. Jestem silna.
-Powodzenia.- Powiedział strażnik i przepuścił ją przez bramkę oddając dokumenty.
-Nie dziękuję. Nie chcę zapeszyć.- Uśmiechnęła się pierwszy raz od wizyty u lekarza, kiedy dowiedziała się o chorobie.
-Wejście nr 5.
-Dziękuję.- Odpowiedziała i ruszyła w wyznaczonym przez mężczyznę kierunku.

Toronto; kawiarnia w centrum miasta:

            Piosenkarka, pewna siebie weszła do pomieszczenia i rozejrzała się. Widząc znajomą twarz podeszła do stolika.

-Dzień dobry. Jestem Jude Harrison.
-Witam. Jerry McGrey. Wiele o pani słyszałem. Dobrze znam pani muzykę i podziwiam panią.
-Dziękuję, to mi schlebia.
-Proszę usiąść. Pozwoliłem sobie zamówić kawy dla nas obojga. Zaraz powinni przynieść. A teraz przejdźmy do konkretów. Rozmawiałem z Tomem i mówił mi o pani planach. Powiem szczerze, że to dość nietypowy pomysł, ale może właśnie dlatego mnie zainteresował.
-Tak, to niespotykane, ale też prawdziwe. Chcę po prostu pomóc dzieciom odnaleźć się w świecie muzyki.
-Zdaje sobie pani sprawę, że nie będzie to łatwe i spadnie na panią wielka odpowiedzialność?
-Owszem. Ale tak poza tematem proszę nie mówić mi pani. Przez to czuję się staro. Po prostu Jude.
-Dobrze. A więc, Jude, przygotowałaś projekt, o który prosiłem?
-Tak. Oto on. – Podała mężczyźnie teczkę z projektem.
-Mhm…- Pan McGray przeglądał papiery.- Ja sobie to przejrzę, a ty w tym czasie opowiedz mi o tych szkółkach swoimi słowami.
-Cóż, większość tego, co mogę powiedzieć jest w projekcie, ale może powiem coś od siebie. Postanowiłam zrobić sobie przerwę w karierze, ale nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. No i oczywiście musiała bym znaleźć pracę. Przypomniałam sobie mój początek przygody z muzyką. To wszystko czego nauczył mnie ojciec. Wtedy zdałam sobie sprawę, jak wiele dzieciaków w mieście nie ma kogoś takiego jak mój ojciec, kto mógłby ich uczyć. Pomyślałam, że zamiast włóczyć się po ulicach, mogliby chodzić na takie zajęcia. Myślałam nad kwestią finansów. Część kosztów pokryć mogę sama, ale nie jestem w stanie od razu sfinansować wszystkiego. Na pewno potrzebne będą instrumenty i profesjonalny sprzęt do nagrywania. Wszystko zależy od liczby chętnych. Dlatego potrzebna jest mi pana pomoc. Dalsze wydatki pokrywalibyśmy z biletów na koncerty. Myślę bardziej o czymś luźnym. Takie koncerty np. w plenerze i bilety za symboliczną opłatę. Chcę zwrócić na to uwagę i przyciągnąć jak najwięcej ludzi. Oczywiście koncerty wchodzą w grę po jakimś czasie. Nie jestem w stanie nauczyć ich wszystkiego w tydzień.
-Tak, to oczywiste. Widzę, że masz wizję całej organizacji.
-Myślę o otwarciu jednej szkółki na próbę w Toronto. Jak będzie nią zainteresowanie, można otworzyć filie w innych miastach.
-Przejrzałem projekt i …

Studio G-major; 15:

-Hej chłopaki! Dobrze, że zadzwoniłeś, Kyle. Chciałbym wyjaśnić te sprawy z przeszłości. Wiem, że masz mi to za złe, Speed, ale nie zrobiłem tego bez powodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SZEROKA LISTA