*Halo?
*Cześć Jude, tu Anna.
*Hej. Coś się stało? Dawno nie dzwoniłaś.
*Nie nic, a właściwie...- Dziewczyna zawahała się.
*Co się dzieje?
*Wracam do Toronto.
*Dlaczego?- Już bardziej przytomna Jude podnosi się do pozycji siedzącej.
*Bo...- Dziewczyna znowu nie wie jak to powiedzieć. Jeszcze sama nie pogodziła się z sytuacją.
*Hej, co jest? Bo zaczynam się już bać.
*Mam raka.
*...- Nastaje krępująca cisza.
*Jude?
*...- Znów tylko cisza.
*Jude? Powiedz coś bo zaczynam się martwić.
*Ale...Jak...Boże, powiedz, że żartujesz.
*Niestety.
Ale nie jest źle. Wyjdę z tego. Mam prośbę. Wracam na trzy miesiące i
przyjeżdżam za dwa dni. Mogłabyś rozejrzeć się za jakimś dobrym
specjalistą?
*Oczywiście. A masz gdzie mieszkać? Wiem, że wynajęłaś mieszkanie.
*Zatrzymam się u rodziców.
*To dobrze.
*I jeszcze jedno. Niech to zostanie między nami.
*Pewnie. Nikomu nie powiem.
*Dziękuję ci. To do zobaczenia.
*Cześć.
-Coś się stało?- Zapytał Tom, patrząc na białą jak ściana dziewczynę.
-Nie. Wszystko jest okey.
-Na pewno?
-Tak. Trzeba wstawać.
-Może pośpijmy jeszcze? Nie jest tak późno.
-Nie. Wstańmy już. Trzeba iść do pracy. A wieczorem pójdziemy powiedzieć tacie o ślubie.
-Jak chcesz księżniczko.- Cmoknął swoją żonę w policzek i zniknął za drzwiami łazienki.
Jude
powoli wstała i poszła do kuchni zrobić śniadanie. Ten dzień zaczął się
od niemiłej wiadomości i cały się tak zapowiadał. Judie bała się
spotkania z ojcem. To męczyło ją najbardziej. Wiedziała, że będzie
trudno. Nie miała pojęcia jednak, że ten dzień będzie aż męczący, a
jednocześnie , że tak zmieni jej życie.
Tom zszedł na dół już ubrany i gotowy do wyjścia do wytwórni.
-O, śniadanko. Jak miło.
-Zjedzmy i pójdę się ubrać.
-A potem do wytwórni?
-Tak. Trzeba czasem popracować.
Jak
postanowili tak zrobili. Po godzinie byli już w studiu. Jude brzdąkała
na gitarze, a Tom był w nią tak wpatrzony, jakby poza nią nie istniało
nic innego. W przeciwieństwie do producenta dziewczyna nie myślała
jednak o wczorajszym ślubie, ani o swojej drugiej połówce.
„Jak
ja mam pomóc Annie? Dlaczego to spotkało właśnie ją? Przecież to dobra
dziewczyna. A co ze mną? Jak Ojciec się dowie o tym ślubie to mnie
zabije. A co z moją muzyką. Już od jakiegoś czasu nie idzie mi
najlepiej. Tracę wenę. Nie kończę piosenek. Może naprawdę z tym
skończyć. Pójdę na kurs, zostanę księgową i nie będę się martwić o
popularność i notowania na listach przebojów. A może jednak założyć tą
szkółkę. Pomogłabym pewnie wielu dzieciakom.”
-Hej!!! – Tom stał naprzeciwko zamyślonej dziewczyny i machał jej ręką przed oczami.
-Tak?
-Pytałem czy chcesz kawy.
-A... tak poproszę.
-Mam nadzieję, że myślałaś o mnie, bo inaczej będę zazdrosny.- Chłopak się zaśmiał, ale Jude dalej była smutna.
-Niestety Tommy, ale nie myślałam o tobie.
-Wiesz co? Przyniosę kawę i musimy poważnie pogadać.
-Ok.
W domu Speed’a:
-Kochanie...- Karma właśnie budziła męża, ponieważ zbliżało się południe.
-Królewno, proszę jeszcze pięć minut.
-Okey, ale jak zawołam cię na śniadanie, mimo, że właśnie powinniśmy jeść lunch, to zejdź na dół.
-Dobrze Skarbie.- Chłopak przekręcił się na drugi bok i nakrył głowę poduszką.
-Acha, już widzę jak zejdziesz.- Powiedziała bardziej do siebie, niż do chłopaka piosenkarka, po czym opuściła sypialnię.
Po pół godziny, chłopak nareszcie zjawił się w kuchni.
-No nareszcie! Herbata już wystygła dawno.
-Nie szkodzi. Przepraszam, ale po wczorajszym nie miałem ochoty się budzić.
-Rozumiem cię doskonale. Nie tak to sobie wyobrażałeś.
-Chciałem, żeby było idealnie, a wyszło tak jak wyszło.
-Następny razem będzie dokładnie tak jak sobie to wymarzysz.- Powiedziała i pocałowała chłopaka.
-Dzięki Słońce ty moje.- Nagle zadzwonił telefon chłopaka.- Przepraszam cię na moment.
Speed
udał się do sąsiedniego pokoju, gdzie rozmawiał przez telefon dobre
trzydzieści minut. Po odłożeniu słuchawki (zakładając, że po rozmowie
przez koma można odłożyć słuchawkę) jeszcze chwilę siedział w fotelu, po
czym wrócił do kuchnie.
-Kto to był?
-Kolega.
-Acha. Pójdziemy do kina? Fajny film dziś puszczają. Komedia, podobno bardzo dobra.
-Przepraszam cię, ale mam ważne spotkanie. Muszę już iść. Będę późno.
-No dobrze. To cześć.
Karma była zaskoczona zachowaniem Speeda, ale postanowiła, że dowie się wszystkiego wieczorem.
U Jude i Toma:
-Jak rozmawialiśmy o twoich planach na przyszłość to mówiłaś o szkółce.
-Taa... I co w związku z tym?
-Pomyślałem, że to niezły... a nawet świetny pomysł.
-Też tak myślę, ale do czego zmierzasz?
-Bo
taka szkółka to rzadkość i pomyślałem, że w całym kraju dzieciakom
przydały by się takie szkółki. Bo przecież taka szkółka to ma być dla
tych dzieciaków taki jakby azyl, gdzie będą mogły się czegoś nauczyć,
ale i wyszaleć, odreagować.
-Tak. Ale wiesz ja jestem jedna, a kraj duży.
-Wiem, dlatego postanowiłem rozejrzeć się za jakimś wsparciem.
-I co? Znalazłeś je?
-Owszem. Twój projekt poparł...
-Chwila, nie ma żadnego projektu. To tylko luźna koncepcja.
-Oj czepiasz się! Ten pomysł poparł właściciel największej firmy fonograficznej w Kanadzie- J.M. Records.
-Co?!?! Sam Jerry McGrey ?!?!
-Tak.
Sam Jerry McGrey chce poprzeć, nagłośnić, sponsorować i rozpowszechnić
ten projekt. Potrzebuje tylko więcej konkretów i chce się w tej sprawie
spotkać z tobą osobiście.
-Czy to mi się przypadkiem nie śni?
-Niestety, albo na szczęście nie.
-To kiedy mam się z nim spotkać?
-Jutro o 13.
-Dzięki!!!- Jude rzuciła się Tomowi na szyję.
-Już okey ,bo mnie udusisz.
U Speeda:
Speed
czekał przy jednym z kawiarnianych stolików. Nie był spokojny. Wręcz
przeciwnie. Targały nim przeróżne emocje. Nerwowo mieszał herbatę w
filiżance, mimo, że cukier dawno się już rozpuścił. Zabawne, że chłopak
taki jak on, który zawsze wszystko obraca w żart, który potrafi być
cyniczny i wredny dosłownie dla każdego, ale zawsze w ten swój
nadzwyczaj słodki (dop. aut. Jak można być słodko wrednym i cynicznym??
:/) sposób, ten który nigdy nie był poważny, teraz aż tak się
denerwował. A wszystko przez jednego człowieka, który kiedyś się pojawił
i zniknął, a teraz nagle powrócił.
W
drzwiach małej kawiarenki pojawił się tak długo wyczekiwany chłopak.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i podszedł do stolika, przy którym
siedział jego dawny przyjaciel.
-Cześć! Jak leci?- Zaczął rozmowę jakby nic się nie wydarzyło.
-Było spoko, ale zjawiłeś się ty.
-Yyyy... Dzięki... To miłe, że tak się przejmujesz tym, że wróciłem.
-Dla mnie nie jest to ani miłe, ani tym bardziej zabawne. Po co właściwie wróciłeś po tylu latach?
-Ej, Stary, wyluzuj. Po co te nerwy. Chciałem odwiedzić przyjaciół.
-Byłych przyjaciół chyba.
Wieczorem, rodzinny dom Jude:
Dziewczyna
bała się jak nigdy. Stojąc przed drzwiami własnego domu bała się
nacisnąć klamkę. Tom spojrzał na nią, objął mocno w pasie i nacisnął
dzwonek. Chwilę potem w drzwiach stanął ojciec dziewczyny.
-O, ale niespodzianka. Wejdźcie.- Pan Steward bardzo życzliwie przywitał gości.
-Cześć tato.
-Dobry wieczór panu.
-Dobrze, że zrobiłem więcej jedzenia to zostaniecie na kolacji.
-Nie my tylko na chwilę.
-Jak to na chwilę? Chyba nie odmówicie mi zjedzenia wspólnego posiłku.
-Bo... My chcemy ci coś powiedzieć.
-Przestańcie, bo zaczynam się bać.
-My...
-No?
-Pobraliśmy się.
-Co?!?! Kiedy?
-Wczoraj wieczorem. Tato to była nagła decyzja ale nie żałuję tego.
-A czy wy jesteście tego pewni? Tego, że się kochacie? Że chcecie ze sobą spędzić całe życie?
-Jak niczego na świecie, proszę pana.
-No... Ale jak? Przecież... Jak mogłaś Jude? Czy tak cię wychowaliśmy?
-Tato... Proszę cię. Kocham Toma i gdybym mogła cofnąć czas, zrobiła bym to samo.
-Wyjdźcie.
-Ale tato...
-Proszę. Muszę to przemyśleć.
Wyszli i wrócili do domu. Jude znów usiłowała napisać piosenkę, ale tym wazem nie mogła sklecić nawet linijki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz