sobota, 20 grudnia 2008

5x04 'Here and now' [IS]

Długo trwali w tym uścisku, gdy nagle do pomieszczenia wpadli Saide, Kwest, SME I kilka innych osób. Zaczęli im bić brawo. Oni oderwali się od siebie i patrzyli sobie w oczy.
-Moglibyście zostawić nas samych?- Odezwał się w końcu producent.
-Jasne, raczej nie chcemy oglądać tego, co będziecie robić.- Stwierdził jak zwykle błyskotliwie Speed.
-Speederman, jesteś zboczony.- Odezwała się dziewczyna.
-No co? Taka już moja natura.- Zaśmiał się muzyk i opuścił studio, co chwilę potem zrobiła reszta. Para nareszcie została sama.
-Tommy...
-Ciiiii... Nic nie mów.- Ponownie wtulił się w piosenkarkę.- Słyszysz?
-Co?
-Bicie mojego serca. Bije tylko dla ciebie.
-Przepraszam. Nie powinnam wyjeżdżać. Już nigdy cię nie zostawię.
-Myślałem, że już cię straciłem. Nie odzywałaś się prawie, jak dzwoniłem, nie mówiłaś jak ci tam jest. I jeszcze te plotki w gazetach. Czasem zastanawiałem się, czy nie piszą prawdy.
-Kto, jak kto, ale ty powinieneś wiedzieć, że brukowce rzadko piszą prawdę.
-Przepraszam, że zwątpiłem w ciebie i naszą miłość. Kocham cię i nigdy nie przestanę.
-Ja ciebie też Tommy, ja ciebie też.

U Saide:
Dziewczyna udała się do ginekologa na umówioną już dużo wcześniej wizytę. Teraz czekała już tylko na wyniki badań bardzo się przy tym denerwując.
-Proszę panią- Zaczął lekarz.- Przede wszystkim proszę się nie denerwować. W pani stanie to nie wpływa korzystnie ani na matkę, zwłaszcza tak młodą jak pani, ani tym bardziej na to maleństwo, które nosi pani w brzuchu.
-A więc jednak. Jestem w ciąży?- Bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Tak. Gratuluję pani.
-Jak ja to mam powiedzieć chłopakowi?
-Najlepiej normalnie. Na pewno panią kocha i bardzo się ucieszy. Nie trzeba się martwić na zapas. Zobaczy pani, że tatuś będzie już niedługo przychodził z panią na badania kontrolne.
-Mam nadzieję, że ma pan rację. Dziękuję do widzenia.
-Do widzenia.
            Saide wyszła z gabinetu i od razu zadzwoniła do siostry. Wiedziała, że dopiero wróciła, ale potrzebowała rady.
*Halo?
*Cześć Jude, to ja.
*Cześć coś się stało?
*W sumie to tak. Byłam u lekarza tak jak mi radziłaś i potwierdził moje obawy. Nie wiem co mam robić.
*Jak to co? Musisz jak najszybciej powiedzieć Kwestowi dobrą nowinę.
*Nie wiem czy będzie tak bardzo tym zachwycony. Boję się.
*Daj spokój. Będzie skakał z radości, zobaczysz. Trochę odwagi.
*Chyba masz rację. Dzięki za pomoc. Nie przeszkadzam już, bo pewnie z Tomem macie dużo do obgadania.
*Zawsze do usług. Pa.
*Pa.- Siostry zakończyły rozmowę, a Saide udała się do domu Kwesta.

U Jude i Toma:

Jeszcze długo siedzieli razem na kanapie w studiu i rozmawiali o wszystkim co się wydarzyło. To było tak bliskie, a wydawało się, jakby zdarzyło się lata temu. Nie mogli się sobą nacieszyć.
-Już późno. Powinniśmy wracać do domu.
-Jedźmy do starego studia. Dawno tam nie byłam.
-Dla ciebie wszystko, skarbie.

W starym studiu jak zwykle panował bałagan, ale to dodawało uroku temu miejscu. Jude była już dorosła, ale w tym miejscu czuła się jak nastolatka. To tu wracały jej najpiękniejsze wspomnienia. Rozmawiali długo. W końcu Jude wzięła gitarę i zaczęła grać i śpiewać.

This is time
To get what I want
Stay strong in this song
Remember it’s not gone
If can’t feel you close
It’s the only way to try
Make it feel like summer night
And this is time
To get back
And take what’s mine

-To było piękne. Chcesz to jutro nagrać?
-Tommy, to już nagrałam w Londynie. A co do nagrywania...
-Tak...?
-Ja robię sobie dłuższą przerwę. Muzyka zawsze będzie moim życiem, ale chcę spróbować czegoś innego.
-Masz na myśli coś konkretnego?
-Właściwie to mam jeden pomysł. Mam dużo pieniędzy i chcę je zainwestować.
-W co?
-Jak dorastałam, w moim życiu było wiele ciężkich chwil i to muzyka pozwalała mi zawsze odbić się od dna. Myślałam o szkółce muzycznej. Chcę uczyć dzieci i nastolatków kochać muzykę i wyrażać w niej swoje uczucia. Chcę, żeby widzieli w muzyce przyszłość, siłę i oparcie. Żeby to muzyka pomagała im przezwyciężać trudności. Wiem, że to naiwne, ale chciałabym w ten sposób pomóc tym dzieciakom, tak jak mój ojciec kiedyś pomógł mnie, pokazując mi świat muzyki i uczuć.
-Piękna wizja. Możesz w ten sposób pomóc wielu dzieciakom. Myślałaś o systemie zajęć i organizacji takiej szkółki?
-Myślałam o zorganizowaniu tego tutaj.
-W starym studiu?
-Tak. Rzadko ktoś tu przychodzi, a ja mogłabym spotykać się tu z dziećmi dwa razy w tygodniu. Chętnie poświęcę im czas. Za moje pieniądze można wyremontować salkę na dole i tam prowadzić zajęcia. Zajęcia będą bezpłatne, a ja na pewno dużo się nauczę od moich uczniów.
-Widzę, że wszystko już przemyślałaś. Sądzę, że będziesz miała dużo uczniów. Chętnie ci pomogę w przygotowaniu wszystkiego.
-Wiesz co? Wpadł mi do głowy właśnie jeszcze jeden pomysł.
-Jaki?
-Weźmy ślub.
-Weźmiemy. Trzeba jeszcze dużo zrobić.
-Nie rozumiesz. Jedźmy teraz do kościoła i weźmy ślub. Nie chcę czekać ani minuty dłużej
-Jesteś szalona, wiesz?
-Tak, ale właśnie za to mnie kochasz.- Powiedziała i pociągnęła go w stronę wyjścia.

U Speeda:
Speederman, Karma i zespół siedzieli w salonie w domu Speeda i Karmy. Oglądali telewizję i strasznie się przy tym nudzili. Nagle Speed siedzący w fotelu naprzeciwko Karmy, rzucił w nią garścią popcornu, którym objadał się od dłuższego czasu.
-Ejj!!! Zwariowałeś? Ile ty masz lat?- Zapytała dziewczyna śmiejąc się.
-Nie wiem, bo umiem liczyć tylko do trzech.- Odpowiedział i zrobił niewinną minkę, na co wszyscy wybuchneli śmiechem.
-Za kogo ja wyszłam za mąż? Boże zlituj się!
-Jak ci ze mną tak źle to mogę sobie iść.
-I tak powinniście już wszyscy się zbierać bo jutro sporo roboty, a wieczorem macie koncert w ‘dark moon’.
-Boże zapomniałem. A już sporo po północy. Jak rano nie wstaniemy to koncert będzie katastrofą.
-Jak ruszycie teraz tyłki to może się wyrobicie.

efefefefefLondynefefefefef

-Doktorze, wie już pan co mi jest?
-Tak. Niestety nie mam dobrych wieści. Ma pani raka. Na szczęście nie jest złośliwy i to dopiero pierwsze stadium, więc powinniśmy panią szybko wyleczyć.
-Rak?...-Powtórzyła niepewnie po lekarzu załamanym głosem.
-Niestety. Bardzo mi przykro.
-Ale wyzdrowieję?
-Tak, ale leczenie trzeba zacząć jak najszybciej, żeby nie było komplikacji.
-To co mam robić?
-W tej sytuacji proponuję wziąć urlop w pracy, pozałatwiać jeszcze dziś najpilniejsze sprawy, powiadomić rodzinę i jutro rano przyjechać do szpitala. Przez trzy dni zrobimy badania i rozpoczniemy leczenie.

efefefefefTorontoefefefefef

-Czy ty, Tom Quincy bierzesz obecną tu Jude za żonę i ślubujesz jej miłość, wierność i uczciwość małżeńską, dopóki was śmierć nie rozłączy?
-Za życia i po śmierci. Tak.- Odpowiedział uśmiechając się do narzeczonej.
-A czy ty, Jude Harrison bierzesz obecnego tu Toma za męża i ślubujesz mu miłość, wierność i uczciwość małżeńską, dopóki was śmierć nie rozłączy?
-W końcu po to tu jesteśmy. Tak.
-Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować.
            Nie było garnituru, białej sukni, kwiatów i welonu. Nie było tłumu gości, kamer aparatów i dziennikarzy. Nie było tortu i wystawnego przyjęcia, ani pięknej sali. Nie było nawet najbliższych im osób. Zastanawiacie się pewnie, czy to czasem nie przyśniło się któremuś z nich i czy przypadkiem nie był to koszmar. Ale to działo się naprawdę. Dziewczyna w jasnych, wytartych dżinsach i czarnym podkoszulku i chłopak w dżinsach i kolorowym T-shircie, mała drewniana kapliczka przy lesie, ksiądz obudzony w środku nocy i oni, przysięgający sobie wieczną miłość. Bez świadków i oklasków. Po prostu sami ze sobą w błogiej ciszy, mówiącej tak wiele i wyrażającej wszystko co mogłoby być teraz powiedziane. Tak spontanicznie i bez chwili wahania. Bez zbędnego stresu i przygotowań. Łączący swoje dłonie, usta i serca. Pewni swoich uczuć i podjętych decyzji. Milczący, bo znają na pamięć każdą swoją myśl. Nie potrzebując słów by rozmawiać. Bo wystarczą spojrzenia, dotyk, uśmiech. I już wiedzą wszystko co powinni. W ciemności rozświetlanej przez nieliczne płomyki świec, są tak spokojni i ufni. Tak pewni wszystkiego co mają. Nie chcąc odnajdywać tej ‘właściwej’ drogi, która zabiłaby to wszystko na co tak długo czekali. Nic już nie zmienią, bo mają siebie i nic ich już nigdy nie rozłączy.
            Jude nie tak wyobrażała sobie swój ślub, ale teraz to było nawet więcej niż wszystko o czym marzyła. Wyszli z kapliczki i wsiedli do samochodu. Pojechali do domu Toma, gdzie Jude postanowiła zadzwonić do rodziny. Na pierwszy ogień wybrała Saide, bo z nią będzie łatwiej.
*Słucham?- Powiedział zaspany kobiecy głos w słuchawce.
*Cześć! Przepraszam, że cię budzę, ale nie mogłam czekać do rana.
*Co się stało?
*Wzięłam ślub!
*Co?!- Ta wiadomość rozbudziła dziewczynę.
*Ja i Tom właśnie wzięliśmy ślub.
*Ale dlaczego tak nagle? I jak mogłaś mnie nie zaprosić?
*Sorki siostra, ale zaprosiliśmy tylko księdza. To była nagła decyzja...
*I jak się domyślam twój pomysł. Tylko ty wymyślasz takie szaleństwa. Wiesz jak ojciec się wścieknie?
*Chyba się domyślam, ale i tak nie żałuję tego. A jak tam z twoim problemem? Powiedziałaś Kwestowi?
*Tak. Miałaś rację. Cieszył się jak małe dziecko. Nie wyobrażam sobie jego niańczącego nasze dziecko.
 *Zobaczysz, że cię zadziwi. A tata wie?
*Nie. Chyba razem będziemy mu mówić nasze ‘nowiny’.
*Dobra siostra, ty śpij, bo musisz teraz wypoczywać, a ja chcę spędzić z  moim kochanym mężem wspaniałą noc poślubną.
*To dobrej nocy. Pa.
*Pa.
            Jude podeszła do Toma i mocno wtuliła się w niego.
-Dzięki tobie jestem najszczęśliwszą dziewczyną na tej planecie.
-Ja dzięki tobie jestem. Bez ciebie moje życie nie miało by sensu.
            Wypili szampana i położyli się spać. (Nie od razu oczywiście. Wcześniej robili coś dużo bardziej ciekawego, ale co to już domyślcie się sami. Nie będę wam opisywać.

Następnego dnia, wieczór, klub ‘ dark moon’:

            W klubie było masę ludzi. Wielu z nich SME rozpoznawało, ale był też dużo tych obcych. Wśród tego tłumu chłopaki dostrzegli kogoś, kogo się tu najmniej spodziewali. Tym kimś był Andrew Fenson.
-Co on tu robi? Jeżeli przyszedł tu specjalnie, żeby znów coś schrzanić to go zabije!- Wyrwał się Speed.
-Spokojnie stary. Odpuść mu. Traktuj jak powietrze i skup się na koncercie. To prawie nasz debiut więc musi być idealnie.- Uspokajał kolegę Kale.
-Ok. Chyba na nas czas. Wchodzimy!- Powiedział i jako pierwszy wyruszył w stronę sceny. Zanim na nią wszedł wziął głęboki oddech. Potem wszystko potoczyło się szybko. Weszli na scenę i zaczęli grać. Pierwsza piosenka, druga i trzecia. Kiedy grali ostatnią piosenkę, która była ich pierwszym singlem, dużo osób śpiewało z nimi. Nagle z tłumu rozległ się krzyk.
-Jesteście do bani! Nauczcie się najpierw grać i śpiewać, a potem zanudzajcie ludzi!
-Tak! Jesteście beznadziejni!- Wtórował jakiś głos temu pierwszemu.
-Jesteście najlepsi!- Krzykną ktoś inny. W ten oto sposób w klubie zaczęły się przepychanki. SME spodziewało się wszystkiego ale nie bójki. Gdy atmosfera zaczęła być przesycona agresją i robiło się niebezpiecznie zespół przestał grać i zszedł za kulisy. Załamany Speed siadł w kącie pod ścianą i ukrył twarz w dłoniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SZEROKA LISTA