Nagłe
i nieprzemyślane decyzje niosą za sobą konsekwencje, jak każde inne
działanie, jakie podejmuje człowiek. O tym, czy z naszej decyzji
wyniknie coś dobrego, czy nie, w dużej mierze decyduje los, ale my
również mamy na to wpływ. Jest jeszcze jeden aspekt tego problemu.
Niektóre konsekwencje są dobre dla innych, ale złe dla nas, a niektóre
odwrotnie. Jak więc podjąć decyzję? A może lepiej pozostawić wszystko
losowi? Cokolwiek zrobisz, wiedz, że robisz to na swoją
odpowiedzialność.
efefefefefLondynefefefefef
Latynoska
dziewczyna właśnie wysiadła z samolotu. Rozglądała się dookoła w
poszukiwaniu blondwłosej piosenkarki z przekonaniem, że ją rozpozna.
Tymczasem podeszła do niej ruda dziewczyna łudząco do kogoś podobna, ale
Anna szybko odgoniła te myśli.
-Cześć! –Odezwała się nieznajoma.- Ty jesteś Anna Lusia Roberts?
-Tak, a o co chodzi?
-To ja, Jude Harrison.- Ann przyjrzała jej się dokładniej niż na początku i już wiedziała skąd zna tę dziewczynę.
-Jej, nie poznałam cię! Znów przemalowałaś się na rudo?
-Tak. To miał być taki mój mały powrót do przeszłości.
-I jak ci jest w tej przeszłości?
-Nie tak jak było kiedyś, ale chodź do mnie to pogadamy na spokojnie.
-OK.
Dziewczyny
wsiadły do limuzyny i pojechały w stronę bardzo ekskluzywnego osiedla.
Tam właśnie mieszkała od ponad 3 miesięcy piosenkarka. Pojazd zatrzymał
się przed białym domem. Wydawać się mogło, że jego wystrój jest bardzo
bogaty: drogie tkaniny, oryginalne meble robione na zamówienie, wymyślne
tapety i dywany, oraz nadmiar drogich przedmiotów. Tak przynajmniej
mówił zewnętrzny wygląd domu. Ogród był zadbany: grządki kwiatów
wyplewione, trawa równo skoszona, a wszystko tworzyło zgraną i idealną
całość. Pozamiatany chodnik, oraz przystrzyżony krzewy i drzewa
wskazywały na dużą grupę ogrodników pracujących w tym miejscu i
dbających o zachowanie harmonii. Sam dom był okazały o nieregularnym
kształcie. Ramy okien były pomalowane złotą farbą. Drzwi frontowe były
wykonane z pięknie rzeźbionego drewna.
-Oto mój pałac.- Jude wysiadła z samochodu, a tuż za nią jej towarzyszka.
-WOW! Pięknie tu. Pewnie sporo cię to kosztuje.
-Trochę. Ale zrezygnowałam z wielu rzeczy, jakimi chcieli mnie tu uszczęśliwić. Wewnątrz to normalny dom. Chodź do środka.
Można powiedzieć, że Anna rozczarowała się wchodząc do środka. To był zwykły piętrowy dom, bez przesadnych wygód i przepychu.
-Naprawdę normalnie. Nie spodziewałam się tego.
-Cóż,
nie uważam się za wielką gwiazdę. Sama sprzątam, gotuję i dbam o ogród.
To pozwala mi odpocząć od pracy. Na górze mieszka bardzo miła
dziewczyna.- Powiedziała piosenkarka wskazując na schody zakończone
drzwiami.- Jest na drugim roku prawa. Czasem zaprasza znajomych.
Zaprzyjaźniłyśmy się i dzięki niej odzyskałam mały fragment młodości i
normalnego życia. Teraz jest z przyjaciółmi w górach, więc nie będzie
nam przeszkadzać. Wynajmuję jej piętro za niewielką opłatą. Nie
potrzebuję tak wielkiego domu, zwłaszcza, że rzadko w nim bywam, a nie
lubię wracać wieczorem do pustego domu.
-Piosenkarka światowej sławy wynajmuje studentce pokój?
-Nie dziw się tak. Jak będziesz tak sławna też będziesz chciała mieć coś z prawdziwego życia.
-A życie gwiazdy nie jest prawdziwe?
-Kiedyś się o tym przekonasz. Teraz chodź na obiad.
Lusi
ze zdumieniem przyglądała się jak Jude przygotowuje obiad, nakrywa do
stołu, zmywa naczynia. Nie mogła pojąć, dlaczego jej koleżanka tak
bardzo to lubi.
efefefefefTorontoefefefefef
Tom
jak zwykle rano przyszedł do pracy. Kręcił się po G-major nie mogąc
znaleźć sobie miejsca. Dziwiło go, że zawsze punktualna Anna Lusia nie
przyszła jeszcze do wytwórni. Postanowił zapytać o to Dariusa o ponad
godzinne spóźnienie piosenkarki. W tym celu udał się do gabinetu szefa.
Zapukał do drzwi i słysząc zapraszający głos wszedł do środka.
-O, Tommy! A co ty tu robisz?
-Pracuję. A właściwie powinienem, ale moja wokalistka spóźnia się ponad godzinę. Może ty wiesz, co się z nią dzieje?
-Owszem, wiem. Jest w Nowym Yorku.
-Gdzie?
-Jej ciotka zachorowała i Ann musiała jechać.
-A dlaczego ja nic o tym nie wiem?
-Na pewno ci mówiła, ale od pewnego czasu nie możesz się na niczym skoncentrować.
-Może coś mówiła. Nie przypominam sobie.
-Nie będzie jej tydzień, więc jedź do domu i odpocznij. Może krótki urlop postawi cię na nogi.
-Wątpię, ale i tak nie mam co tu robić. To cześć! Stawię się w pracy za tydzień. Jakby co, to dzwoń.
-Dobra.-
Producent opuścił gabinet szefa, i jeszcze bardziej przygnębiony niż
zwykle, z wizją strasznego, tygodniowego nic nie robienia, opuścił
wytwórnię.
Tymczasem w studiu B SME nagrywało z Kwestem swój pierwszy singiel.
-Dobra chłopaki! Dawajcie!
-In the darkness
When you don’t know where you are
There’s no reason
No reason to give up
I will help you
To find what you’re looking for
But you’ve got to promise
You will never let it go
Once you’re falling down so hard
Laying there and watching stars
They are shining so bright
How can you possibly pick
The right way, it looks so sick
So you never know where to go
You can have what you wanted
But gotta fight for this
Don’t waste any minute
Get every chance life gives
Don’t give in the success
Don’t care what people say
Try to make your dreams come true
Over and over again
In the moonlight
You are talking to your self
Telling stories
About dreams that no one cares
Leaving real world
Instead of keep being alive
Lost in this song
Tries to show you what you’ve got
You are living by your dreams
They come true you don’t believe
Show you what you can have
Lie’s not way to make it right
You can climb and touch the sky
If you only know who you are
They say you’re just lucky but I know you work hard
Know how much you sacrificed to be who you are now
You gotta only believe you can do what you want
If you were just lucky you’d never have it all
-Było super! Tylko na końcu coś mi nie gra w tekście. Zapytam Toma. Może nam pomoże.
-Moim
zdaniem pomóc mogłaby tylko Jude. Z nią pisało się najlepsze teksty i
miała idealny głos do naszej muzyki. Gdyby ona śpiewała, nie
potrzebowalibyśmy pomocy Toma.
-Chcesz powiedzieć, że nie umiem śpiewać?
-Może.
-Może? O co ci właściwie chodzi?
-O
to, że udajesz, że bez Jude też możemy osiągnąć sukces! Przecież dobrze
wiesz, że to dzięki niej tworzyliśmy dobrą muzykę. Bez niej się nie
uda!
-To co ja mam zrobić? Może w ogóle nie grajmy?!
-Chłopaki!
-Masz rację! Tak będzie najlepiej!
-Chłopaki!!
-Odchodzę!
-Idź! Tak najłatwiej!- Wolly opuścił studio.
-Speed! Coś ty najlepszego narobił.- Kyle popatrzył z dezaprobatą na przyjaciela i wyszedł.
-Super! Teraz wszystko na mnie!
-Uspokój się Speed. Nerwami nic nie zdziałasz. Do jutra im przejdzie. Może mają gorszy dzień.
-Może okres...
-Idź do domu. Odpocznij.
-Dobra. Bez nich i tak nic nie zrobię. To cześć!
-Cześć!
Kwest
postanowił poszukać Quinciego. Dawno nie gadał z przyjacielem, a
wiedział, że ten nie jest w dobrym stanie psychicznym. Kiedy nie znalazł
go w wytwórni, pojechał do jego domu. Zaparkował przed jego
apartamentem i podszedł do drzwi frontowych. Zapukał raz, jeszcze jeden i
następny. W końcu zaczął dobijać się do drzwi. Wiedział, że producent
nie jest w dobrym stanie psychicznym i bał się, że może zrobić coś
głupiego.
-Tom!!!
Wiem, że jesteś w domu, więc nie bawmy się w kotka i myszkę!!! – Cisza –
jak nie otworzysz to wyważę drzwi!!! – Nadal cisza. Kwest wyważył
drzwi. To, co zobaczył kompletnie go zaskoczyło. Spodziewał się
wszystkiego, ale nie tego. Jego przyjaciel leżał na podłodze w salonie.
Obok niego leżały butelki po spożytym alkoholu i opakowania tabletek.
Tom wyciągał właśnie dłoń po jedno z nich, kiedy zauważył dźwiękowca.
-O,
Kwest! Stary, co ty tu robisz? Nie ważne. Siadaj. Ja pójdę po piwo.-
Chciał wstać, ale zrobił to tak nieudolnie, że zaraz wylądował na ziemi.
-Tommy, co ty wyprawiasz? Chodź, pomogę ci. Położysz się, prześpisz i poczujesz się lepiej.
-To nic nie da. Nie chcę czuć się lepiej. Nie mogę mieć, czego chcę najbardziej, więc chcę umrzeć.
-Nie
gadaj głupot. – Kwest nie pozwolił mu nic powiedzieć tylko zabrał go do
sypialni. Tom był tak pijany, że rozmowa nie miała sensu. Kiedy tylko
zasnął, Kwest zadzwonił do Londynu.
efefefefefLondynefefefefef
Po obiedzie dziewczyny siadły na sofie w salonie i zaczęły rozmawiać.
-Właściwie, czemu chciałaś, żebym przyleciała?
-Chciałam się dowiedzieć, jak Tom znosi rozstanie.
-Źle.
Zaczyna myśleć, że go nie kochasz i zostawisz. Nic mu nie mówisz,
łamiesz obietnice. Ma prawo sądzić, że go olewasz. Poza tym widzi cię
ciągle z obcymi facetami w gazetach. Jest zazdrosny. I czuje się
oszukany.
-Wiem,
że miałam organizować ślub i często dzwonić. Praca zajmuje mi tyle
czasu, że nie mam wolnej chwili na to wszystko. Poza tym chyba nie chcę
tu dłużej przebywać. Prestiż i ludzie w tym miejscu nie zastępują nawet w
połowie tego, co zostawiłam w Kanadzie.
-Co zamierzasz?
- zastanawiam się nad powrotem do domu. Boję się, że będę potem żałować.
-
nie chcę ci źle podpowiadać, ale tu zdobyłaś już sławę, a w Toronto
wszyscy za tobą tęsknią. A wiesz, że w G-major zawsze jest dla ciebie
miejsce.
-wiem, ale myślałam bardziej o przerwie. Jestem już zmęczona sławą i koncertami. Chcę zająć się teraz moim życiem prywatnym.
-całkiem rezygnujesz?
-nie.
Chcę wziąść bardzo długi urlop.- W tym momencie zadzwonił telefon.-
Przepraszam, odbiorę.- Jude wzięła słuchawkę i poszła do kuchni.
*halo?
* Jude, to ja, Kwest.
*cześć, dawno nie dzwoniłeś. Już myślałam, ze o mnie zapomnieliście.
*nie zapomnieliśmy, chociaż niektórym wyszłoby to na dobre.
*o czym ty mówisz?
*o Tomie. Jeżeli czegoś nie zrobisz to nie będzie z nim dobrze.
*powiedz mi, co się dzieje?
*on się przez ciebie upija, faszeruje lekami i myśli o samobójstwie.
*dzięki Kwest, że mi powiedziałeś. Pomogłeś mi podjąć bardzo ważną decyzje.
*tzn.?
*wracam do domu.
*żartujesz? Myślałem o częstrzych telefonach! On kocha cię jak szalony, ale czy to jest warte takiego poświęcenia?
*i tak chciałam wracać, a miłość warta jest najwyższej ceny.
*zrobisz, co zechcesz, ale jak chcesz mu pomóc, to działaj szybko.
*musze załatwić przed wyjazdem kilka spraw. Wracam za 3 dni.
*dzięki. Jak mu powiem, będzie skakał z radości.
*nie mów mu. Chcę mu zrobić niespodziankę.
*jak chcesz. To cześć!
*cześć!- Jude wróciła do salonu.
-Kto dzwonił?
-Kwest.
-Coś się stało?
-W pewnym sensie. Tom się załamał i robi głupie rzeczy.
-Przykro mi.
-to tylko ułatwia sprawę. Za trzy dni wracam do Kanady.
-Więc jednak?
-Tak. Pora zająć się życiem prywatnym.
efefefefefTorontoefefefefef
Kwest zajrzał do sypialni przyjaciela. Pewien, że Tom śpi, zaczął mówić na głos.
-Masz
szczęście stary. Jude to wspaniała dziewczyna. Poświęci dla ciebie
wszystko. Mam nadzieję, że nie złamiesz jej już nigdy serca. Kocha cię
nad życie. Zostawia dla ciebie Londyn. Już za trzy dni będziesz ją miał
przy sobie. Po co ja to mówię. I tak nie słyszysz. Tak jak chciała, o
niczym się nie dowiesz. Idę ogarnąć ci trochę dom. Nie chcesz chyba,
żeby twoja narzeczona zobaczyła ten syf.
„A
więc jednak... Jednak,mnie kocha. Wraca dla mnie. Auuu... Jak mnie
głowa boli. Już nigdy nie zwątpię w nią. Zawsze będę przy niej. Chcę ją
czuć blisko, tworzyć z nią muzykę. Masz rację Kwest, ona jest wspaniała.
Nie zapomniała, nie odpuściła, mimo, że była daleko, zawsze była moją
wspaniałą Jude. Taką jak ta szesnastolatka, którą poznałem po konkursie,
jak ta dziewczyna, którą tyle razy raniłem, a która zawsze mi
wybaczała. Ta, której bałem się powiedzieć prawdy, a która tak
cierpliwie na nią czekała. Ona jest tą jedyną, z którą chcę spędzić
resztę życia. Auuu... Muszę się przespać, bo mi głowa pęknie.”
Kwest posprzątał mieszkanie i naprawił wyważone drzwi. Potem udał się do domu, gdzie czekała na niego Saide.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz