piątek, 17 października 2008

5x01 'Up and down in one time' [IS]

There are crowded streets of my hometown
That’s where I belong
People look for nothing
Hurry for no reason
They don’t even know why they do all of that
And when they should stop
Have no chance to move it back
Or give it in
So they break down again

I love this town
I love this air
I love this wind blowing in my face
I hate being
Away from there
And most I hate missing this way

People can’t see what they’re wasting
Or even what they’ve got
Got covered eyes
Got off all thoughts
Never have to leave all what they love
I need it back
But I know
It’ll never be the same once more

I love this town
I love this air
I love this wind blowing in my face
I hate being
Away from there
And most I hate missing this way /chorus x3

I can move back
But time can’t
I can’t save all said words
From forgetfulness
If there are more important things
May I’m not for you

            W hali rozległy się oklaski. Blondynka ukłoniła się i jeszcze raz podeszła do mikrofonu.
-Kochani, jak już mówiłam, zaśpiewaną przed chwilą piosenkę ‘Hometown’ dedykuję mojemu miastu- Toronto, i pewnej szczególnej osobie, którą tam zostawiłam i za którą bardzo tęsknię. Dziękuję wam, że byliście tu dzisiaj ze mną. Jesteście wspaniali i na pewno jeszcze nie raz dla was zaśpiewam. Dobranoc!- Uśmiechając się, pomachała do publiczności i udała się za kulisy.
            To był udany koncert. Zaśpiewała wiele przebojów jeszcze z Kanady i dużo Londyńskich nowości. Ludzie się świetnie bawili. Jej kariera kwitła. Sprzedaż jej nowego albumu rosła z dnia na dzień. Szef był z niej dumny. Jej nowy producent świetnie rozumiał, co dziewczyna chce przekazać w każdej ze swoich piosenek, więc jej muzyka świetnie łączyła tekst z melodią, tworząc fantastyczną całość. Piosenkarką interesował się każdy szanujący się reporter i paparazzi w mieście. Jej piosenki nie schodziły z pierwszych miejsc na listach przebojów, a ona sama pojawiała się na większości okładek znanych i popularnych czasopism. Poznała wiele londyńskich gwiazd, które nagle pragnęły się z nią zaprzyjaźnić. Każdy wieczór wolny od pracy w studiu spędzała na imprezach, na które była zapraszana ze względu na popularność i zawartość portfela, która ostatnimi czasy znacznie wzrosłą. Każdy, kto ją widział mógł stwierdzić, że jest szczęśliwa, jej wszystkie marzenia się spełniły i osiągnęła zamierzony życiowy cel. Ale jaka jest prawda? Czy naprawdę sława i bogactwo dały jej prawdziwe szczęście? A może ten tak naturalny i wydawać by się mogło szczery uśmiech, który od 3 miesięcy nie schodzi z jej twarzy to tylko maska?


efefefefefTorontoefefefefef

-Ann, prosiłem cię. Początek nisko, środek wysoko, a końcówkę znów nisko, ale wyżej niż początek. Nie możesz śpiewać wszystkiego tak samo! Ten wers aż się prosi, żeby go tak zaśpiewać! Ta ri raj ra raj... Słyszałaś. Chcę żebyś właśnie tak to zaśpiewała.
-Tom, ale ja nie potrafię tego tak zaśpiewać!
-Na pewno potrafisz, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Zaśpiewam ci to, a potem ty zrobisz to dokładnie tak samo, dobrze?
-Spróbuję.
-Zatopiłam się
W twym pocałunku
Jak w morzu łez
Które płynęły
Przez ciebie wiem
I nie zapomnę słów
Które raniły mnie
Lecz dawały siłę
By w tej miłości trwać
I czekać wciąż na ciebie, co dnia.... Teraz ty! Trzy, dwa, jeden i...
-Zatopiłam się- Producent podniósł kciuk do góry-
W twym pocałunku
Jak w morzu łez...
-Stop! Masz akcentować na ‘mo’ a nie na ‘rzu’!
-Nie mogę tak zaśpiewać! I nie krzycz na mnie!
-Teraz to ty krzyczysz!
-Robię sobie przerwę!- Krzyknęła dziewczyna i wyszła ze studia trzaskając drzwiami.

            Producent został sam. Wziął gitarę do ręki i zaczął grać piosenkę, którą napisał dla nowej wokalistki w wytwórni i którą przed chwilą ćwiczyli. Anna Lusia ( czyt. Ana Lusija) była zdolną młodą piosenkarką. Była w stanie zaśpiewać tą piosenkę zgodnie z oczekiwaniami Toma, ale coś jakby ją blokowała. Zdawać by się mogło, że nie lubi tej piosenki. Mężczyzna wiedział, że przesadził, ale pracowali nad tym kawałkiem od czterech godzin i producent był już bardzo zmęczony. Do tego ostatnio był rozdrażniony i nie mógł się prawie na niczym skupić. Niewiele osób znało przyczyny jego dziwnego zachowania i nikt nie potrafił mu pomóc.
            Anna usiadła w kuchni i mieszała od piętnastu minut herbatę, mimo że ta była już zimna, a dziewczyna nie wsypała do kubka ani grama cukru. Ale Lusi nie zwracała na to uwagi. Była pogrążona we własnych myślach. Piosenka, nad którą pracowali bardzo jej się podobała, ale mimo to wokalistka nie chciała jej śpiewać. A wszystko dlatego, że wiedziała, o kim jest. Nie poznała osobiście Jude Harrison, ponieważ została zatrudniona w miesiąc po jej wyjeździe, ale bardzo ją podziwiała. Wiedziała jak wiele jej koleżanka z pracy poświęciła dla śpiewania, i jak bardzo było jej trudno. Była miłą dziewczyną, ale w wytwórni zajęła miejsce Jude, co sprawiło, że wiele osób traktowało ją jak wroga. Tom był inny. Starał się z nią zaprzyjaźnić, ale we wszystkim, zarówno w pracy jak i prywatnie porównywał ją do swojej dziewczyny. Nigdy nie powiedział niczego takiego głośno, ale dziewczyna wiedziała, że tak jest. Teraz planowała pogadać m.in. na ten temat ze swoim producentem i zastanawiała się, co mu powiedzieć.
            Tom brzdąkał na gitarze i wspominał ostatnie chwile spędzone z narzeczoną.
‘Mówiła, że będzie dzwonić codziennie, a dzwoni raz w tygodniu, a czasem rzadziej. Co dziennie widuję ją na okładkach z obcymi facetami u boku. Gazety piszą, że o mnie zapomniała, albo wcale nie kochała, ale to mogą być tylko plotki. Co mam myśleć? Nie opowiada o swoim nowym życiu, nie porusza tematu ślubu, a mama mówi, że nie wie nic o żadnych przygotowaniach do wesela. Może miałem rację i już jutro listonosz dostarczy kopertę z pierścionkiem? Ale przecież ja ją kocham... Nadal. Nie mogę bez niej żyć, tylko o niej myślę, gdy wieczorem kładę się do łóżka i zamykam oczy widzę jej twarz... Piękne oczy... Blond włosy...Czuję jej zapach na pościeli. Jeszcze tak nie dawno była blisko, a teraz mam tylko wspomnienia.’

efefefefefLondynefefefefef

            Jude po całym dniu pracy w studio weszła do domu i rzuciła się na kanapę w salonie. Jej stosunki z Tomem ostatnio się pogorszyły, a ona wiedziała, że to jej wina. Postanowiła to naprawić. Rozmawiała ostatnio z siostrą i dowiedziała się o Annie Lusii, z którą Tom się zaprzyjaźnił i podobno tylko z nią poważnie rozmawiał. Saide traktowała tą młodą dziewczynę z dystansem, ale Jude miała przeczucie, że tylko ona może jej pomóc. Sięgnęła po słuchawkę telefonu i wykręciła dobrze jej znany numer.
*Halo?- Usłyszała po drugiej stronie.
*Cześć, tu Jude.- Odezwał się przesiąknięty zmęczeniem głos.
*Jude? Co się stało? Masz głos jakbyś uciekała przed stadem rozwścieczonych bawołów.
*Tak też się czuję. Ale mniejsza o to. Chciałam cię o coś prosić.
*Słucham? Dla ciebie wszystko.
*Dzięki. Chodzi o tą nową.
*Annę Lusię? Czyżbyś była zazdrosna?
*Nie, to nie to. Chciałam cię prosić o urlop dla niej. Mniej więcej na tydzień.
*Ale po co?
*To prywatna sprawa. Proszę, tylko tydzień.
*No dobrze, ale za tydzień ma już tu być i ostro pracować.
*Dzięki, jesteś kochany Di.
*Wiem, jeszcze mi się odwdzięczysz.
*Dobra to ja kończę. Cześć!
*Cześć!
            Odłożyła słuchawkę, szczęśliwa, że jej plan na razie się sprawdza. Wykręciła kolejny numer, czytając go z wygniecionej kartki.
*Słucham?- Powiedział miły, dziewczęcy głos w aparacie.
*Dzień dobry! Czy dodzwoniłam się do Anny Lusii Roberts?
*Tak. A kto mówi?
*Tu Jude Harrison.
*Jude? Ta Jude Harrison?
*To zależy, którą masz na myśli. Ale jeżeli tą piosenkarkę i narzeczoną Toma, to tak.
*Boże, zawsze chciałam cię poznać! Nawet nie wiesz jak się cieszę! Ale mniejsza z tym. Jeżeli do mnie dzwonisz, na pewno masz do mnie jakąś sprawę... Wiem! Pewnie chodzi o ten ostatni artykuł o mnie i o Tommim w kawiarni. Ja przepraszam, ale nas naprawdę nie łączy nic oprócz przyjaźni...
*Hej!- Przerwała jej Jude.- Uspokój się i przestań na chwilę gadać to się dowiesz, po co dzwonię. I uprzedzając twoje pytanie- Dodała szybko.- nie chodzi o ten idiotyczny artykuł w brukowcu.
*Dobra, już nic nie mówię.
*Od razu lepiej. Musisz przyjechać do mnie, do Londynu.
*Co?! Ale ja pracuję, a poza tym jak...
*Przestań. Załatwiłam ci tygodniowy urlop. Bardzo potrzebuję twojej pomocy.
*Dobra, ale jak to ma wyglądać? Co mam robić i co mówić ludziom?
*Wszystkim powiesz, że wyjeżdżasz na tydzień do Nowego Yorku, bo zachorowała twoja ciocia. Nie powinni zadawać więcej pytań. Dziś wyjdziesz z pracy tak jak zwykle, pójdziesz do domu, spakujesz się i o 4:30 jutro rano wsiądziesz do samolotu do Londynu. Ja odbiorę cię na lotnisku i powiem, co dalej.
*Dobra. Nie jestem zwolenniczką takich spisków, ale skoro Jude Harrison mnie potrzebuje, nie mogę odmówić. Czyli jutro 4:30 samolot do Londynu?
*Dokładnie.
*Okey. To do zobaczenia.
*Nie znam cię, ale już cię lubię. Dzięki. To dla mnie bardzo ważne. Pa.
*Pa.

Jude odłożyła słuchawkę i poszła wziąć ciepły prysznic. Chciała na chwilę zapomnieć o pracy i skupić się na tym, co było dla niej naprawdę ważne. Zdobyła już sławę i wszystko inne, o czym marzyła. W tej życiowej układance brakowało jej jeszcze życia prywatnego. Postanowiła się nim teraz zająć.

efefefefefTorontoefefefefef

Zdziwiona dziewczyna udała się do biura szefa. Nieśmiało zapukała do potężnych drzwi, a kiedy usłyszała ciche „proszę”, otworzyła je i weszła do środka. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to bogato zdobione biurko zawalone stertą papierów i luksusowy fotel, na którym siedział czarny mężczyzna koło czterdziestki wsłuchany w monolog swego telefonicznego rozmówcy. Mężczyzna uśmiechną się lekko do latynoski i wskazał ręką na sąsiedni fotel, dając jej w ten sposób znak, aby usiadła. Dziewczyna wykonała polecenie i czekała, aż jej szef skończy rozmowę. Kiedy to się stało mężczyzna odezwał się do swojego gościa.

-Witaj, Ann! Co cię do mnie sprowadza?
-Chciałam zapytać, czy Jude rozmawiała z tobą o moim urlopie?
-Tak, ale zanim ci go dam chcę wiedzieć, o co chodzi.
-No, więc... Lecę do Nowego Yorku.- Powiedziała po chwili namysłu, przypominając sobie wskazówki Jude.
-Do Nowego Yorku?
-Tak, moja ciocia jest ciężko chora i rodzina chciała, żebym tam była.
-A dlaczego to Jude prosiła o urlop dla ciebie? Przecież nawet się nie znacie.
-Dzwoniła do mnie kilka razy. Polubiłyśmy się. Pomyślałam, że jak ona poprosi to szybciej się zgodzisz, no, bo ja jestem tu nowa, a ona...
-Dobra, rozumiem. To jedź się zaopiekuj ciocią, tylko za tydzień masz być z powrotem.
-Jasne, dzięki Di.
-Nie ma za co, a teraz leć skończyć pracę nad piosenką.
-Dobra.- Powiedziała uradowana dziewczyna i już biegła z powrotem do studia.

-Hej!- Krzyknęła wpadając do studia, bo dawno już zapomniała o kłótni.- To co? Kończymy tą piosenkę?
-Taa. Jasne.- Tom był wyraźnie zamyślony i przygnębiony.
-Ale najpierw musimy pogadać.
-O czym?- Zapytał bez entuzjazmu?
-O tym, co się z tobą dzieje. Wiem, że bardzo tęsknisz za Jude, bo to fantastyczna dziewczyna...
-Co ty o niej wiesz?
-Uwierz mi, że więcej niż myślisz. A już na pewno to, że bardzo cię kocha.
-Nie prawda! Łamie obietnice! Nie odzywa się! Zapomniała o mnie!
-Nie zapomniała i nigdy nie zapomni. Kocha cię nad życie. Wie, że popełniła parę błędów, ale ty też nie jesteś bez winy.
-Po co jej bronisz?! I po jaką cholerę gadasz mi te wszystkie bzdury?!
-Bo powinieneś wiedzieć jak wiele możesz stracić, jeżeli teraz się poddasz, a co gorsza pozwolisz swojej dumie dojść do głosu.
-Nie pouczaj mnie. Lepiej kończmy tą piosenkę.

Anna już nic więcej nie mówiła. Poszła za szybę i zaśpiewała wszystko tak, jak chciał tego producent. Wychodząc z pracy wspomniała jeszcze o swoim wyjeździe, ale Tommy nie był tym zbyt zainteresowany, co ułatwiło sprawę. W domu Anna Lusia spakowała niewielką torbę i po zjedzeniu posiłku i gorącej kąpieli zasnęła.

Tom po powrocie do domu dużo myślał nad jej słowami. Nie wiele z tego rozumiał, ale miał wrażenie, że nie mówiła jej wszystkiego. Wyczuł, że nie mówiła tego, bo uważała, że tak jest. Miała na to dowody, wiedziała to na pewno. Ale skąd? Zasnął z takimi właśnie myślami.


efefefefefLondynefefefefef

Jude dawno pogrążona była w śnie. Śnił jej się ślub z Tomem. Wspaniała ceremonia, wśród bliskich jej osób. Widziała ich szczęście. Nie było dziennikarzy, mieli własne życie. Nikt nie poznawał ich na ulicach. Takiego życia potrzebowała teraz najbardziej. Słodkich chwil zapomnienia o karierze i sławie. Tej odrobiny prywatności, która należy się każdemu człowiekowi. Ten sen jej to uświadomił. Przebudziła się na moment i usiadła na łóżku. Przypomniała sobie swój piękny sen. Uśmiechnęła się do siebie, po czym wtuliwszy głowę w poduszkę, ponownie pogrążyła się we śnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

SZEROKA LISTA