***
– Sprawdzasz mnie? Widzę, że mam drugiego
tatusia. I jeszcze się w nic nie wpakowałam, ale jak jeszcze kilkudziesięciu
pracodawców mi odmówi, zacznę szukać alfonsa. Chcesz herbaty albo kawy? – zapytałam
na koniec, słysząc gwizdek oznajmiający, że woda się zagotowała. Sama nie wiem
czemu to powiedziałam, ale to chyba przez kobietę, która rano nagadała mi tych
głupot. Nie rozumiałam, dlaczego aż tak przejmuję się gadaniem starej jędzy.
Może to kwestia tego, że w głębi serca pragnęłam, żeby moje nowe życie było
idealne, kolorowe i układało się zgodnie z moimi oczekiwaniami, chociaż nigdy
nie przyznałabym tego głośno, nawet przed samą sobą.
– Pozwól, że uznam kwestię alfonsa za
wyjątkowo nieudany żart, o którym chcę jak najszybciej zapomnieć i nigdy więcej
nie słyszeć. Pamiętaj, że tutaj, jeżeli sama nie będziesz się szanować, nie
masz co liczyć, że inni będą. Kawy poproszę.
– Już robię, chodź do kuchni. – Zaprosiłam go
do pomieszczenia i wskazałam miejsce przy stole, które po chwili zajął. –
Przepraszam, ale trzyma się mnie dzisiaj czarny humor. Cały czas staram się
znaleźć jakąś sensowną pracę, a jakaś sąsiadka, która pierwszy raz widzi mnie
na oczy, twierdzi, że jestem dziwką i najlepiej, żeby mnie tu w ogóle nie było.
– To stąd ten pomysł z alfonsem? Nie przejmuj
się gadaniem jakiejś zakompleksionej i sfrustrowanej baby. Najważniejsze, że ty
znasz swoją wartość i nic nikomu nie musisz udowadniać.
– Dzięki, ale wiesz jak jest. Ciężka sytuacja,
a ktoś ci jeszcze nagada i nietrudno się załamać – odpowiedziałam lekko przygnębionym głosem i zalałam dwa kubki
gorącą wodą. – Słodzisz?
– Nie, ale jak masz mleko, to bardzo chętnie.
– Uśmiechnął się delikatnie. – zobaczysz,
wszystko się ułoży. Wiem, że to brzmi banalnie, ale zawsze po trudnych
momentach przychodzą te dobre, wesołe.
– Zastanawiam się jak to robisz, że zawsze
pojawiasz się wtedy, kiedy kogoś potrzebuję. Najpierw w barze, ratując mnie
przed nocą na ulicy, no i teraz, kiedy nie jestem pewna, czy ta cała moja
amerykańska eskapada nie skończy się źle. Jak anioł stróż.
– To chyba dobrze, że masz przy sobie kogoś
takiego, prawda?
– Mam przy sobie? – Spojrzałam na niego
unosząc jedną brew. – Raczej zjawia się niewiadomo skąd i dlaczego. –
Pokręciłam głową z powątpiewaniem. – Cieszę się, że jesteś.
Postawiłam
przed nim kubek z gorącym napojem i zajęłam miejsce naprzeciwko, mieszając
herbatę we własnym naczyniu. Wyciągnął rękę i położył ją na mojej dłoni,
głaszcząc ją pocieszająco. Spoglądałam to na niego, to na nasze złączone dłonie
i nie miałam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Był tutaj i naprawdę się mną
przejmował. Tak obce mi uczucie posiadania kogoś bliskiego, teraz ogarniało
cały mój umysł. Serce biło w przyspieszonym rytmie i wydawało mi się, że
słychać to doskonale w wypełniającej pomieszczenie ciszy, jaka zagościła między
nami. Nie była to cisza niezręczna, a taka, która przynosi spokój i ukojenie.
Pierwszy raz od dawna czułam się bezpieczna i na właściwym miejscu. Czy tak
właśnie odbiera rzeczywistość ktoś, kto ma przyjaciela? Czy Ethan stał się dla
mnie aż tak ważną osobą? Nie byłam tego pewna, ale w tamtej chwili tonęliśmy
razem i było nam z tym dobrze. Widziałam to w jego oczach, czułam w dotyku na
mojej skórze. Miałam wrażenie, że tego właśnie szukałam przez całe życie, że po
to zostawiłam za sobą dom i rodzinę, aby odnaleźć ten jeden moment, tutaj, w
niewielkiej kuchni, przy starym, porysowanym stole, na trzeszczących krzesłach,
z dwoma gorącymi kubkami między nami. Z nim. To było tak dobre, że chciałam
smakować tego bez końca. Taka moja mała chwila radości, bycia po prostu sobą,
nie tylko dla siebie, ale też dla kogoś.
On
patrzył mi nieprzerwanie w oczy. Wiem, bo za każdym razem, gdy podnosiłam
wzrok, nasze spojrzenia się krzyżowały. Jego usta poruszały się nieznacznie,
jakby szeptał, że wszystko będzie dobrze. A ja chciałam wierzyć w te słowa.
Tą
chwilę przerwał nam niespodziewanie chrzęst klucza w zamku. Do domu ktoś wszedł
wyjątkowo niedelikatnie, sprawiając, że drzwi uderzyły z hukiem o ścianę.
-------------------
Tak jak obiecałam, dziesiąty rozdział MAD. Na kolejne poczekacie trochę dłużej, ale już za kilka dni nowy odcinek opowiadania o IS. Nadal czekam na waszą decyzję co do nowego opowiadania.Wystarczy, że zagłosujecie w ankiecie. To nie wymaga tyle wysiłku, co zostawienie komentarza, więc mam nadzieję, że poświęcicie kilka sekund na kliknięcie myszką.
Mam wrażenie, że między Ethanem a Roxanne będzie coś więcej niż zwykła znajomość. Wierzę, że uda jej się wreszcie znaleźć jakąś pracę, w końcu za coś trzeba żyć. Czekam na kolejny rozdział. Weny!
OdpowiedzUsuńMmmmm zaczyna iskrzyć,fajnie,że mimo całej tej trudnej sytuacji z pracą Roxanne znalazła swojego anioła stróża,zawsze we dwoje łatwiej radzić sobie z trudnościami.Mam nadzieje,że jej szczęścia dopełni znalezienie pracy,której tak potrzebuje bo praca na ulicy to faktycznie kiepski pomysł.Czekam na kolejny rozdział.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że niedługo zabierzesz się za kontynuację tego oto cudnego opowiadania. Już od pierwszego rozdziału wiedziałam, ze nie pożałuję żadnej sekundy, którą poświęciłam czytając to. Życzę weny i mam nadzieję, że jeszcze zobaczę tutaj jaką nową notkę... Powodzenia. ;)
OdpowiedzUsuń