piątek, 6 lipca 2012

10. Anioł stróż [MAD]

Betowała Lily.
***
 – Sprawdzasz mnie? Widzę, że mam drugiego tatusia. I jeszcze się w nic nie wpakowałam, ale jak jeszcze kilkudziesięciu pracodawców mi odmówi, zacznę szukać alfonsa. Chcesz herbaty albo kawy? – zapytałam na koniec, słysząc gwizdek oznajmiający, że woda się zagotowała. Sama nie wiem czemu to powiedziałam, ale to chyba przez kobietę, która rano nagadała mi tych głupot. Nie rozumiałam, dlaczego aż tak przejmuję się gadaniem starej jędzy. Może to kwestia tego, że w głębi serca pragnęłam, żeby moje nowe życie było idealne, kolorowe i układało się zgodnie z moimi oczekiwaniami, chociaż nigdy nie przyznałabym tego głośno, nawet przed samą sobą.
 – Pozwól, że uznam kwestię alfonsa za wyjątkowo nieudany żart, o którym chcę jak najszybciej zapomnieć i nigdy więcej nie słyszeć. Pamiętaj, że tutaj, jeżeli sama nie będziesz się szanować, nie masz co liczyć, że inni będą. Kawy poproszę.
 – Już robię, chodź do kuchni. – Zaprosiłam go do pomieszczenia i wskazałam miejsce przy stole, które po chwili zajął. – Przepraszam, ale trzyma się mnie dzisiaj czarny humor. Cały czas staram się znaleźć jakąś sensowną pracę, a jakaś sąsiadka, która pierwszy raz widzi mnie na oczy, twierdzi, że jestem dziwką i najlepiej, żeby mnie tu w ogóle nie było.
 – To stąd ten pomysł z alfonsem? Nie przejmuj się gadaniem jakiejś zakompleksionej i sfrustrowanej baby. Najważniejsze, że ty znasz swoją wartość i nic nikomu nie musisz udowadniać.
 – Dzięki, ale wiesz jak jest. Ciężka sytuacja, a ktoś ci jeszcze nagada i nietrudno się załamać – odpowiedziałam lekko przygnębionym głosem i zalałam dwa kubki gorącą wodą. – Słodzisz?
 – Nie, ale jak masz mleko, to bardzo chętnie. – Uśmiechnął się delikatnie. – zobaczysz, wszystko się ułoży. Wiem, że to brzmi banalnie, ale zawsze po trudnych momentach przychodzą te dobre, wesołe.
 – Zastanawiam się jak to robisz, że zawsze pojawiasz się wtedy, kiedy kogoś potrzebuję. Najpierw w barze, ratując mnie przed nocą na ulicy, no i teraz, kiedy nie jestem pewna, czy ta cała moja amerykańska eskapada nie skończy się źle. Jak anioł stróż.
 – To chyba dobrze, że masz przy sobie kogoś takiego, prawda?
 – Mam przy sobie? – Spojrzałam na niego unosząc jedną brew. – Raczej zjawia się niewiadomo skąd i dlaczego. – Pokręciłam głową z powątpiewaniem. – Cieszę się, że jesteś.
            Postawiłam przed nim kubek z gorącym napojem i zajęłam miejsce naprzeciwko, mieszając herbatę we własnym naczyniu. Wyciągnął rękę i położył ją na mojej dłoni, głaszcząc ją pocieszająco. Spoglądałam to na niego, to na nasze złączone dłonie i nie miałam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Był tutaj i naprawdę się mną przejmował. Tak obce mi uczucie posiadania kogoś bliskiego, teraz ogarniało cały mój umysł. Serce biło w przyspieszonym rytmie i wydawało mi się, że słychać to doskonale w wypełniającej pomieszczenie ciszy, jaka zagościła między nami. Nie była to cisza niezręczna, a taka, która przynosi spokój i ukojenie. Pierwszy raz od dawna czułam się bezpieczna i na właściwym miejscu. Czy tak właśnie odbiera rzeczywistość ktoś, kto ma przyjaciela? Czy Ethan stał się dla mnie aż tak ważną osobą? Nie byłam tego pewna, ale w tamtej chwili tonęliśmy razem i było nam z tym dobrze. Widziałam to w jego oczach, czułam w dotyku na mojej skórze. Miałam wrażenie, że tego właśnie szukałam przez całe życie, że po to zostawiłam za sobą dom i rodzinę, aby odnaleźć ten jeden moment, tutaj, w niewielkiej kuchni, przy starym, porysowanym stole, na trzeszczących krzesłach, z dwoma gorącymi kubkami między nami. Z nim. To było tak dobre, że chciałam smakować tego bez końca. Taka moja mała chwila radości, bycia po prostu sobą, nie tylko dla siebie, ale też dla kogoś.
            On patrzył mi nieprzerwanie w oczy. Wiem, bo za każdym razem, gdy podnosiłam wzrok, nasze spojrzenia się krzyżowały. Jego usta poruszały się nieznacznie, jakby szeptał, że wszystko będzie dobrze. A ja chciałam wierzyć w te słowa.
            Tą chwilę przerwał nam niespodziewanie chrzęst klucza w zamku. Do domu ktoś wszedł wyjątkowo niedelikatnie, sprawiając, że drzwi uderzyły z hukiem o ścianę.
-------------------
Tak jak obiecałam, dziesiąty rozdział MAD. Na kolejne poczekacie trochę dłużej, ale już za kilka dni nowy odcinek opowiadania o IS. Nadal czekam na waszą decyzję co do nowego opowiadania.Wystarczy, że zagłosujecie w ankiecie. To nie wymaga tyle wysiłku, co zostawienie komentarza, więc mam nadzieję, że poświęcicie kilka sekund na kliknięcie myszką.

3 komentarze:

  1. Mam wrażenie, że między Ethanem a Roxanne będzie coś więcej niż zwykła znajomość. Wierzę, że uda jej się wreszcie znaleźć jakąś pracę, w końcu za coś trzeba żyć. Czekam na kolejny rozdział. Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mmmmm zaczyna iskrzyć,fajnie,że mimo całej tej trudnej sytuacji z pracą Roxanne znalazła swojego anioła stróża,zawsze we dwoje łatwiej radzić sobie z trudnościami.Mam nadzieje,że jej szczęścia dopełni znalezienie pracy,której tak potrzebuje bo praca na ulicy to faktycznie kiepski pomysł.Czekam na kolejny rozdział.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że niedługo zabierzesz się za kontynuację tego oto cudnego opowiadania. Już od pierwszego rozdziału wiedziałam, ze nie pożałuję żadnej sekundy, którą poświęciłam czytając to. Życzę weny i mam nadzieję, że jeszcze zobaczę tutaj jaką nową notkę... Powodzenia. ;)

    OdpowiedzUsuń

SZEROKA LISTA