Betowała Lily.
***
***
Obudziłam
się wypoczęta, z nową energią i zapałem do budowania życia od nowa. Moje
współlokatorki jeszcze spały, kiedy przebrana w dres, z portfelem w kieszeni
bluzy, zamknęłam za sobą drzwi. Cel był prosty: pobiegać trochę, aby całkowicie
nie stracić kondycji i zrobić zakupy na
śniadanie. Poranek był słoneczny, choć chłodny wiatr sprawił, że przeszedł mnie
dreszcz, gdy tylko opuściłam mury budynku. Ze względu na wczesną godzinę, ruch
na ulicach miasta był niewielki i można było wsłuchać się w śpiące jeszcze
miasto.
Kiedy
wracałam z siatką zakupów na najbliższe dni, z jednego z mieszkań, które
mijałam wspinając się na moje, dziesiąte piętro, wyszła starsza kobieta, na oko
koło sześćdziesiątki. Pamiętając zasady dobrego wychowania, których nauczyłam
się jeszcze w Polsce, choć nie byłam pewna, czy funkcjonują one i w tej
rzeczywistości, rzuciłam owej pani grzeczne „dzień dobry”.
– Dzień dobry, dzień dobry. Przyjeżdżają takie
niewiadomo skąd, udają miłe, chcą studiować, a potem zarabiają na ulicach, albo
spraszają zboczeńców do domu. Mnie na to nie nabierzesz, lafiryndo. Same przez
was kłopoty!
– Słucham? – zapytałam zdziwiona reakcją
sąsiadki. – Nie rozumiem, o co pani chodzi i skąd u pani ten brak szacunku do
ludzi, ale proszę mnie nie obrażać.
– Jeszcze się honorem unosi! Wracaj do domu, a
nie i u nas margines społeczny wzbogacasz!
Nic
więcej nie mówiłam, bo kobieta zeszła na dół i zniknęła mi z oczu. To spotkanie
znacznie zepsuło mój humor. Nie spodziewałam się aż takiej zawiści, arogancji i
braku kultury, ze strony miło wyglądającej, starszej pani w brązowym płaszczu.
Nawet mnie nie znała, a już dorobiła sobie własną teorię i dopasowała
odpowiedni stereotyp. „Zupełnie jak w Polsce” pomyślałam. Niestety myśl o tej
kobiecie nie opuściła mnie przez kolejne godziny.
Był
wieczór. Dziewczyny wyszły na jakąś imprezę i chociaż proponowały, żebym poszła
z nimi, wolałam zostać w mieszkaniu. Siedziałam przy biurku i przeglądałam
liczne oferty pracy w gazecie, zaznaczając markerem interesujące mnie pozycje.
Dzwoniłam, pytałam, umawiałam się na rozmowy. Miałam nadzieję, że szybko coś
znajdę, bo nie chciałam wylądować na bruku. Kolejne linijki tekstu zlewały mi
się w oczach. Siedziałam nad tym już kilka godzin i czułam, że potrzebuję
przerwy. Dobrze zrobiła by mi mocna herbata, a jeszcze lepiej, gorąca kąpiel i
łóżko. Na to drugie nie mogłam sobie jednak pozwolić. Wstałam i udałam się do
kuchni, aby nastawić wodę.
Nagle
mieszkanie wypełnił dźwięk, oznajmujący przybycie gościa. Zdziwiłam się, bo
byłam sama i nie spodziewałam się nikogo, zwłaszcza, że było już po dwudziestej
drugiej. Podeszłam do drzwi i otworzyłam je niepewnie. Jak ogromne było moje
zaskoczenie, kiedy zobaczyłam, kim jest intruz. Od początku podejrzewałam, że
coś jest z nim nie tak i nie za bardzo dba o swoją prywatność i bezpieczeństwo,
ale żeby przychodzić do cudzego mieszkania, nie wiedząc kogo się w nim
zastanie, zwłaszcza w jego sytuacji? Chyba, że lubi, kiedy wszystkie tandetne
czasopisma piszą, że szlaja się po melinach.
– Cześć – powiedział,
uśmiechając się nieśmiało. Przypominał mi w tamtym momencie kilkuletnie
dziecko, które chodzi od domu do domu, prosząc o kilka groszy na cukierki. Nie
mogłam się nie zaśmiać. Jego mina była rozbrajająca i poczułam do niego jeszcze
większą sympatię, niż do tej pory.
– Cześć. Co ty tu robisz? – zapytałam, nie mogąc przestać się śmiać.
– Też miło cię widzieć. Jasne, chętnie wejdę,
dzięki.
– No nie wiem, czy mogę cię wpuścić.
Dziewczyny zabroniły mi robić z mieszkania melinę – powiedziałam, ale
otworzyłam szerzej drzwi, przepuszczając w nich chłopaka. – Więc… Jak mnie znalazłeś?
– Zostawiłaś gazetę z zaznaczonym adresem.
Byłem ciekawy, jak się urządziłaś i czy nie wpakowałaś się w jakieś bagno,
dlatego wpadłem. Wiesz, jak by nie było, nie znasz tu nikogo i nie ma kto cię
pilnować.
Mówiłam, że to opowiadanie mi się spodoba i nie myliłam się. Wsiąkłam czytając, nawet muzyka grająca gdzieś w tle mi nie przeszkadzała, czułam się dokładnie tak, jakbym stała koło Laury i obserwowała całą akcję. Często przychodzi moment, kiedy chcesz rzucić wszystko odwrócić się na piecie i uciec ze swojego życia. Każdy czasem ma już po prostu dość wszystkiego. Laura miała w sumie sporo szczęścia, nie musiała spać na ulicy, przygarnął ją dość znany, sympatyczny aktor i nie chodziło mu o seks, a o to, by dziewczyna miała gdzie spać. Takich ludzi rzadko się spotyka, nawet zrobił jej naleśniki i co widać w tym rozdziale, martwi się o nią. Chociaż ja na miejscu Laury nie odważyłabym się upić w towarzystwie zupełnie nieznanego mi faceta, ale dobrze, że to się tak ułożyło. Cieszę się, iż znalazła mieszkanie - co prawda nie jest to willa z basenem, ale nie jest źle. Grunt, że właścicielka nie żąda wygórowanych cen za pobyt, no i Abby wydaje się sympatyczna. Strasznie zdenerwowała mnie ta starsza pani; nie cierpię, gdy ludzie myślą stereotypowo nawet nas nie znając. Jednak Laura na razie nie znalazła pracy. Życie to nie bajka i nic tak łatwo nie przychodzi. Mam nadzieję, że w końcu coś znajdzie, w końcu trzeba opłacić z czegoś czynsz i mieć na podstawowe wydatki, chociażby jedzenie. Zastanawia mnie, co ona zamierza robić, gdy już znajdzie jakąś pracę. Studiować? Nie znalazłam nic, do czego mogłabym się doczepić. Według mnie opowiadanie jest świetne. Nie mam pojęcia co mogłabyś udoskonalić, nie posiadam żadnych zastrzeżeń co do treści. Czekam niecierpliwie na dalsze części.
OdpowiedzUsuń