Betowała Lily.
***
Po
rozmowie z Abby nie miałam za wiele czasu na rozpakowanie się i doprowadzenie
pokoju do porządku. Zdążyłam jedynie wziąć prysznic i się przebrać, po czym z
kartką, na której rano zapisałam adresy kilku barów i restauracji, wyszłam z
domu. W końcu czynsz sam się nie zapłaci, więc pracy trzeba szukać od razu.
Podążałam
szarymi ulicami, wśród tłumu ludzi, którzy nie zwracali uwagi na otoczenie.
Czułam się jak nic nieznaczące ziarenko piasku, wśród miliona innych. Jednak mimo
to byłam wreszcie wolna i mogłam być sobą. Tego teraz najbardziej potrzebowałam.
Patrzyłam
niepewnie na adres na wymiętym kawałku papieru, kiedy zaczęłam się zbliżać do
stacji metra. Stanęłam przy mapie, na której rozrysowane były linie podziemnej
komunikacji miejskiej, próbując odszukać właściwą nazwę ulicy. Niestety, nie
byłam w stanie zlokalizować tego miejsca. Obok mnie stanęła jakaś kobieta, na
oko po czterdziestce, zaczynając śledzić wzrokiem linie na planie.
– Przepraszam, – zagadnęłam – mogłaby mi pani powiedzieć,
czym dojadę na tą ulicę? – Wskazałam kobiecie adres na kartce.
– Musisz wsiąść w szóstkę i wysiąść na
trzeciej stacji – odpowiedziała kobieta.
– Dziękuję. – odparłam grzecznie i udałam się
w stronę zejścia na stację.
Tak
jak mówiła kobieta, wskazaną linią dotarłam na miejsce. Będąc na odpowiedniej
ulicy, bez problemu odnalazłam interesujący mnie lokal. Była to dość elegancka
restauracja. Kremowe ściany idealnie komponowały się z bordowymi akcentami na
zasłonach i obrusach. Przy stolikach siedziało sporo klientów, a po sali
krzątały się zapracowane kelnerki i kelnerzy. Zaczepiłam młodego mężczyznę,
zmierzającego z tacą pełną brudnych naczyń na zaplecze, pytając, gdzie mam się
udać w sprawie rozmowy o pracę. Zaprowadził mnie na zaplecze i wskazał
odpowiedni pokój, po czym powrócił do swoich obowiązków.
Zapukałam
nieśmiało do drzwi. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, a kiedy ponowiłam
gest, do środka zaprosił mnie niski, niezbyt przyjemny głos.
– Dzień dobry. – przywitałam się grzecznie. –
Ja byłam umówiona na rozmowę w sprawie pracy.
– Ach, tak. To ty dzwoniłaś rano. Masz dziwny
akcent, dlatego zapamiętałem. – Pulchny mężczyzna, siedzący za biurkiem, nie
sprawiał wrażenia kogoś zadowolonego z mojej wizyty. Chwilę później wyjaśniło
się, dlaczego. – Niestety dwie godziny temu zatrudniłem już kogoś na to
miejsce. Przykro mi. A teraz, przepraszam, ale mam dużo pracy.
– Ale… – zająknęłam się, nie mając pojęcia, co się właściwie
dzieje.
– No, zmykaj już i
nie zawracaj mi głowy. – Nic nie powiedziałam. Wyszłam zamykając za sobą cicho
drzwi.
Byłam
w niemałym szoku. Przygotowałam się na odmowę, ale miałam nadzieję, że
przynajmniej będę mogła coś powiedzieć, a nawet nie zdążyłam się przedstawić.
Postanowiłam jednak nie tracić nadziei. Na mojej sponiewieranej kartce miałam
jeszcze kilka adresów, pod które miałam się zgłosić.
Niestety,
z każdym odwiedzonym miejscem, mój optymizm bladł. Powtarzały się trzy
scenariusze: kogoś już przyjęto, nie było wolnych miejsc, ale obiecywali, że
jak coś się znajdzie, to zadzwonią, albo po rozmowie słyszałam słynne
„skontaktujemy się z panią”.
Była
dziewiętnasta, kiedy moja lista potencjalnych pracodawców się skończyła.
Zmęczona, wracałam do domu, po drodze kupując hod– doga. Od rana nic nie jadłam
i mój żołądek domagał się dawki czegoś sycącego i kalorycznego. Wiedziałam, że
danie z budki nie zaspokoi całkowicie moich potrzeb, ale nie miałam siły, żeby
myśleć o zakupach, a tym bardziej o gotowaniu. Marzyłam, aby dotrzeć do
wynajmowanego mieszkania, wziąć długą kąpiel i jak najszybciej zasnąć.
Uśmiechnęłam
się na widok znajomego budynku. Wdrapywanie się po schodach nie było tak
męczące, kiedy w umyśle miałam wizję wanny i własnego łóżka. Po kąpieli nawet
nie myślałam o sprzątaniu. Zrzuciłam starą pościel i przykrywając się własnym
kocem odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz