***
Nie
oczekiwałam niczego, więc oczywistą tego konsekwencją było to, że dostałam dużo
więcej, niż spodziewałam się otrzymać. Zwykle, kiedy stawiałam rzeczywistości
jakieś wymagania, kończyło się to rozczarowaniem. Od rozczarowań, między
innymi, chciałam uciec. Przyjęłam więc taktykę nie spodziewania się niczego
dobrego. Z dystansem traktowałam ludzi i nie ufałam im. Było to chyba najlepsze
podejście do świata, jakie mogłam przyjąć. Dzięki niemu zostałam pozytywnie
zaskoczona.
Ethan, bo tak
właśnie miał na imię mężczyzna, u którego spędziłam noc, mieszkał dość daleko
od miejsca, gdzie miałam znaleźć mieszkanie z ogłoszenia. Wielokrotnie pytałam
o drogę przechodniów i zmieniałam linie autobusów i metra, nim dotarłam do
odpowiedniej części miasta. Osiedle niczym nie przypominało tych, które znałam
ze swojego miasta. Dużo wyższe budynki, dużo mniej zieleni, szerokie ulice o
dużym natężeniu ruchu. Blok mieszkalny położony w starszej części miasta miał
tabliczkę z numerem 13. To właśnie tego budynku szukałam, Kiedy znalazłam się
naprzeciw niego, po drugiej stronie ulicy, spojrzałam jeszcze raz na kartkę z
adresem, po czym wciskając ją do tylnej kieszeni spodni, obrzuciłam go
wzrokiem. Szare mury pokryte po części różnej jakości
rysunkami i napisami, powybijane szyby na parterze, zniszczone drzwi do klatek.
Spokojna okolica? Tak mówiła właścicielka przez telefon. W takim razie nie chcę
wiedzieć jak wyglądają te mniej spokojne. Miałam tylko nadzieję, że liczba 13
widniejąca na nadłamanej tabliczce, przyniesie mi szczęście.
Przeszłam
przez ulicę i podchodząc do kolejnych klatek, sprawdzałam numery mieszkań.
Kiedy znalazłam tą odpowiednią, szarpnęłam dwukrotnie drzwi, ponieważ za
pierwszym razem, nie chciały się otworzyć. Na wprost zobaczyłam drzwi do windy,
z dużych rozmiarów nalepką z napisem ‘AWARIA’. Weszłam na korytarz i niepewnym
krokiem zaczęłam wchodzić po schodach rozglądając się dookoła. Na każdym
piętrze były po cztery mieszkania. Wchodziłam coraz wyżej, szukając numeru 157.
Opuszkami palców badałam powierzchnię zniszczonych ścian i poręczy. W końcu
dotarłam na dziesiąte piętro i stanęłam przed właściwymi drzwiami. Po próbie
skorzystania z dzwonka, który jak można się łatwo domyślić nie działał,
zapukałam do drzwi. Po dłuższej chwili drzwi otworzyła mi niska blondynka z
długimi włosami, zaplecionymi w dziesiątki cieniutkich warkoczyków. Uśmiechnęła
się przyjaźnie i zaprosiła do środka.
– Ty jesteś pewnie tą nową, która ma z nami
zamieszkać. – Bardziej stwierdziła niż zapytała, starając się przekrzyczeć
włączony w pomieszczeniu obok telewizor. – Mia, ścisz to, do cholery! Będziesz
musiała się przyzwyczaić – tym razem zwróciła się do mnie – bo tu trudno zaznać
spokoju i ciszy. Tania, właścicielka, jeszcze nie przyjechała. To z nią musisz
załatwić formalności, ale mówiła, że będzie późno i kazała mi cię wprowadzić.
Jestem Abby.
– Laura, ale mów mi Roxanne, albo Roxi. – Sama
nie wiem dlaczego, ale przypomniało mi się to imię i wydawało mi się bardziej
pasować do mojego nowego życia. – Więc, jesteśmy współlokatorkami? – zapytałam,
chociaż wydawało mi się to oczywiste.
– Tak, wchodź, pokażę ci twój
pokój i zrobię herbatę. Zapoznam cię z paroma zasadami i opowiem o tym domu.
Zostałam
zaprowadzona do małego pomieszczenia, z zasłoniętym oknem. Dziewczyna zapaliła
światło, a przed moimi oczami ukazało się przykryte starym kocem łóżko, duża szafa
z urwanym zawiasem w jednym skrzydle drzwi oraz biurko i stare krzesło.
Wszystko pokryte było warstwą kurzu, a po podłodze porozrzucane były różne
przedmioty, które prawdopodobnie dawno już nie miały właściciela.
– Nie jest to pięciogwiazdkowy hotel, ale jak
się posprząta i trochę nad tym popracuje, może wyglądać całkiem w porządku. No
i cena jest dość niska, więc mam nadzieję, że to się nie rozczarowało. No i
będziesz miała fajne towarzystwo. – Dziewczyna uśmiechnęła się, puszczając mi
oczko. – Rozgość się i przyjdź do kuchni. Pierwsze drzwi na prawo od wejścia.
Witaj w domu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz